20% g r a t i s

III Podlaski Rajd Długodystansowy "ZAŻYNEK 2005"
Czarna Wieś Kościelna, 24-25 września 2005 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

Po ubiegłorocznym nieplanowanych starcie na trasie pieszej rajdu przychodzi czas na zmierzenie się z trasą rowerową. Już po przyjeździe do bazy dowiaduję się, że rowerzystów w tym roku wystartuje niewielu. Do startu nie zachęca z pewnością rajdowa formuła imprezy. Wśród startujących nie widzę poważniejszych rywali. Prawdopodobnie przyjdzie mi walczyć tylko z samym sobą, z własnym zmęczeniem i upływającym czasem. W planach mam przejechanie całego 250 km dystansu w czasie 12 do 15 godzin w zależności od jego trudności (piachy, trudności w orientacji etc.). Będę jechał - tak jak i podczas innych imprez - non stop, bez odpoczynku. Tak jak jeździł wspominany tu przez organizatorów Daniel Śmieja podczas pierwszej edycji.


z Wojtkiem Burzyńskim - przed startem

Pół godziny przed startem oficjalne otwarcie imprezy, odprawa i omówienie tras. Otrzymujemy czarno-białe kserówki mapy z naszkicowaną trasą oraz jej opis. Jestem rozczarowany. Do pokonania jest 5 takich samych okrążeń po 50 km. Trasa poprowadzona bocznymi drogami i lasem wzdłuż znakowanego szlaku pieszego. Zero problemów nawigacyjnych związanych np. z pokonywaniem nieznanego terenu w nocy. Wojtek Burzyński (znajomy z trasy pieszej ubiegłorocznego Zażynka i tegorocznego Kierata) tłumaczy mi przebieg trasy i pomaga przenieść ją na kolorową mapę.


zapoznanie z trasą

Start. Ruszam ostro nie oglądając się na konkurencję. Przez krótką chwilę jedzie ze mną Wojtek, później zostaję sam. Szybka polna, szutrowa droga, staram się omijać dziury i nierówności. Jadę przez pola, las, przecinam tory kolejowe i szosę. Tu już droga jest bardziej zniszczona (dojazd do żwirowni), powybijana, czasami chwila nieuwagi powoduje, że wpadam na regularną "pralkę" - trzęsie tak, że nie czuję własnych rąk. Droga pnie się łagodnie w górę. Przy takiej nawierzchni niepozorny ale długi podjazd (najdłuższy na trasie) za każdym okrążeniem daje się mocno we znaki. Gdzieś z tyłu pojawia się goniący mnie zawodnik Grzegorz Janukiewicz. Jadąc na "góralu" lepiej radzi sobie na nierównym podjeździe i szybko odrabia stracone metry. Do Studzianek zjeżdżamy już razem. Teraz równa droga przez las i wreszcie długi 10 km odcinek asfaltu. To byłoby zbyt piękne, jazdę utrudnia przeciwny wiatr i pagórkowata rzeźba terenu. Na półmetek wpadamy kilka minut po 13-tej ze średnią powyżej 25 km/godz. Zdejmuję niepotrzebny mapnik, batony przekładam z sakwy do kieszeni. Dalsza trasa prowadzi szlakiem niebieskim. Początkowo jedziemy krótko szosą, później szeroką gruntową drogą i wreszcie skręcamy w las. Tego się nie spodziewałem. Na drodze gruba warstwa piachu w którym zaraz zakopuję się. Kilkadziesiąt metrów spacerku. Dalej, gdy piachu nie ma tak dużo, trasę z trudem udaje się pokonać nie zsiadając z roweru. Powrót do bazy to już szeroka, twarda, leśna droga. Przejazd przez Czarną Białostocką, baza. Meldujemy się tu kilka minut po godzinie 14-tej. Doskonały czas, doskonała średnia. Gdzieś w głębi umysłu zaczyna kiełkować pewien plan. Powoli przywiązuję się też do tytułu relacji "20% gratis". Tylko czy na realizację planów wystarczy sił.

Stempluję kartę startową i szybko ruszam dalej - teraz już samotnie. Po 86 km dubluję pierwszego rowerzystę. Jadę bez niepotrzebnych przerw. Na kolejnych okrążeniach mijam kolejnych bikerów. Kiedy po raz trzeci melduję się na półmetku widzę grupkę odpoczywających piechurów. Gdzie w tym czasie są najlepsi? Gdzie jest Andrzej Sochoń? Po kolejnych kilometrach następna grupa piechurów, później pojedyncze osoby. No tak, dwóch piechurów jest już o kilkanaście kilometrów z przodu. Na rundę 4 ruszam w momencie gdy słońce kryje się za horyzontem. Bezchmurna pogoda sprawia, ze jeszcze przez długi czas nie będę musiał korzystać z dodatkowego oświetlenia. Czuję się wyjątkowo dobrze, jadąc w ciemnościach nie zauważam nawet mijanych wzniesień. Temperatura powoli spada, w okolicach łąk pojawiają się pierwsze mgły. Kiedy wyjeżdżam na łąki nad Sokołdą mgła gęstnieje, widoczność gwałtownie spada. No może nie jest aż tak tragicznie, w końcu trafiam na most nad rzeką a nie obok niego. Piaszczyste miejsca, łatwe do pokonania za dnia, nocą stają się nieprzejezdne. Czasami wpadam w piach i z trudnością utrzymuje równowagę, czasami po ekwilibrystycznej próbie łapaniu równowagi zatrzymuję się w poprzek leśnej drogi, prostopadle do kierunku jazdy, innym razem piach powala mnie na ziemię. Ostatnia runda. W nogach zaczynam odczuwać pokonany dystans. Z trudnością udaje mi się wpisać na kartę startową pozostawiony przez obsługę kod (po przejściu piechurów punkt na półmetku pozostaje nieobsadzony). Najwyższy czas by na zgrabiałe dłonie wciągnąć rękawiczki. Mijam ostatnich mocno już spóźnionych uczestników trasy pieszej. Mijam Czarną Białostocką i ...30 minut po północy jest w bazie na mecie rajdu.


krótki odpoczynek - półmetek 5 rundy

Statystyka trasy:

Dystans - 251 km
Czas trasy - 12 godz. 30 min.
Czas jazdy - 11 godz. 38 min.
Odpoczynki i przestoje - 52 minuty (na kolejnych rundach: I - 3 min., II - 6 min, III - 9 min., IV - 12 min., V - 22 min.).
średnia prędkość 21,73 km/godz.

Teraz mogę spokojnie zatrzymać się i zejść do kuchni na przygotowany przez organizatorów posiłek. Posilam się, uzupełniam napoje, batony. Pora jest nieprzyzwoicie wczesna, do zakończenia imprezy bardzo dużo czasu. Jestem już zmęczony ale czuję duży niedosyt. Cóż to jest 250 km w porównaniu do przejechanego miesiąc wcześniej "tysiąca". Czas na realizację planów do których przywiązałem się podczas dotychczasowej jazdy. Godzina 0:50. Wkładam kask i oznajmiam organizatorom o wyjeździe. Liczę na zaskoczenie i nie czekam na ewentualne protesty. Po 10 km, gdzieś za Studziankami dochodzę zawodnika pokonującego swoją ostatnią V pętlę - Jarka Popławskiego (na mecie zamelduje się jako 3). Właściwie już nigdzie się nie śpieszę więc dalszą część trasy pokonujemy wspólnie. W najwyższe zdumienie wprawia mnie widok 2 gości, którzy zatrzymali się na moście nad Sokołdą "na papieroska". I to nie ze względu na fakt nie pasującego do rowerzysty nałogu ale miejsce - najzimniejszy punkt w całej okolicy. A może to tylko troska o przepisy p-poż. Przez Czarną Białostocką przejeżdżam trzecim już podczas tego rajdu wariantem. Podobno zgodnym z tym co jest narysowane na mapie. Jest to też najkrótsza trasa. O 3:47 kończę, tym razem definitywnie rajd po pokonaniu dystansu 300,37 km. Szybko kładę się spać.

Sen nie trwa długo. Mycie, śniadanie. Piękna, słoneczna pogoda zachęca do tego by rozprostować trochę kości, rozluźnić mięśnie i poznać lepiej z najbliższą okolicę. Wracam jednak już po kilkudziesięciu minutach i kilku kilometrach. Nogi trochę bolą, kolana też ale jest inny poważniejszy uraz - ja nie mam na czym siedzieć!?


z Andrzejem Sochoniem - zwycięzcą trasy pieszej . . . . . . . . . . . odbiór dyplomu


Rajd skończony, dyplomy rozdane. Nie kończy się jednak wyścig z czasem. Do Czarnej Białostockiej mam jeszcze 3-4 km. Na plecach duży plecak i kilkanaście minut do odjazdu pociągu. I tu jestem lepszy na peron wpadam na chwilę przed przyjazdem pociągu.

Statystyka kolejnych rund:

Czas jazdy: I-2:01; II-2:20; III-2:26; IV-2:43; V-3:00; Dodatkowa-2:57
średnia: I-25,4, II-22,4; III-21,9; IV-19,9; V-19,0 km/godz.; dod.-?



Zdjęcia: Wojtek Burzyński


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki@bg.umed.lodz.pl

powrót