W Bieszczady (na lekko i na szybko)

Włoszczowa, Myczkowce, Kielce, 17-19 lipca 2017 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Po kilku "krótkich" 24 godzinnych wyjazdach ( Po święte Graale, Takie tam gminobranie ) nadszedł czas na nieco dłuższy dwudniowy wypad. Tym razem celem będzie wyjazd w Bieszczady, a konkretniej nad Jezioro Solińskie oraz powrót już zupełnie innymi drogami. Trasę poprowadzoną poniżej ubiegłorocznego wypadu szlakiem GreenVelo (Green Velo 2016) projektuję tak, by zaliczyć jak najwięcej nowych gmin. Miejsce startu/mety - również, z powodów gminnych - ustalam we Włoszczowej (wszystkie bliższe gminy mam już zaliczone). Pokonując 800 km będę mógł odwiedzić 53 gminy. Ze względu na rozkład PKP powinienem to zrobić w niewiele ponad 48 godzin.




Na trasie spotykam różnej jakości drogi. Równe asfalty ...


Główny cel to oczywiście jak najlepsze przygotowanie do MRDP. Przygotowanie kondycyjne jest tylko jednym z elementów. Równie istotne jest zminimalizowanie ubioru i niezbędnego wyposażenia. Próba spakowania w sakwie i worku umieszczonym na bagażniku. Po raz kolejny podczas jazdy testuję wyżywienie i picie.

Podczas 10 dniowego urlopu muszę się wstrzelić w dwudniowe okienko pogodowe. Przy ciągłych zmianach pogody nie jest to takie oczywiste. Nieoczekiwane zmiany prognoz, nieprzewidywalne opady w górach zawsze mogą się zdarzyć, jednak na starcie lepiej wybrać optymistyczny wariant. Może nie jest idealnie ale nie chcę odkładać wyjazdu. W drodze na stację pada deszcz. Dalej na południe powinno być już coraz lepiej. Padać przestaje gdzieś w drugiej połowie trasy pomiędzy Łodzią i Częstochową. Oczekując na przesiadkę w Częstochowie kupuję ogromne drożdżowe bułki.



...wyboiste leśne dróżki


Kilka minut po 12 wsiadam na rower i opuszczam Włoszczową. Niebo jest całkowicie zachmurzone ale przez długi czas udaje się jechać na sucho. Później kilka razy trafiam na niewielkie opady. Moknę i schnę niemal w tym samym tempie. Nie warto się nawet przebierać. Przed Szydłowem opady robią się bardziej konkretne. Trafiam na odcinek trasy, na którym nie ma się gdzie schować przed deszczem i przebrać w chroniące przed deszczem ciuchy. Kiedy zatrzymuję się pod wiatą w mieście, jestem już nieco przemoczony. Krótki posiłek. Kilka kilometrów dalej przeciera się i przestaje padać. To ostatni dzisiejszy deszcz. Na moment gdy moje spodnie będą suche, będę musiał trochę poczekać.




...różnej jakości drogi przez pola


Jak przystało na ślad rysowany automatycznie w programie RideWithGPS trafiam na wszelkie rodzaje dróg. Asfalty przeplatają się z dobrymi szutrówkami i mniej równymi drogami przez lasy i pola. W woj. świętokrzyskim takich niespodzianek trafia mi się szczególnie dużo. Drogi może i są nierówne jednak twarde podłoże i dostępność kruszywa sprawia, że nie ma tu nieprzejezdnych piasków, wody i błota, No cóż, takie drogi wpisane są w program mojego wyjazdu.


Jest i pierwsza gmina


Są też miłe niespodzianki. W gminie Kurozwęki (w kierunku Staszowa) pojawia się szeroka na 3-4 metry droga z równiutkim asfaltem. Znaki wskazują, że jest to ścieżka rowerowa, właściwie ciąg pieszo-rowerowy z zakazem wjazdu samochodów. Nie mogę powstrzymać się by nie zrobić tu kilkunastu zdjęć. Takie dziwy nieczęsto się u nas spotyka.





Ściezka jak marzenie


Obok drogi pojawia się jezioro, pozostałość po kopalni siarki. To oznacza, że znajduję się gdzieś w okolicach Tarnobrzegu i niebawem przekroczę granice województwa świętokrzyskiego i podkarpackiego. Kolejną zdobyczą gminną powinna być właśnie ta gmina. Zaskakuje mnie drogowskaz wskazujący drogę do promu. Na drodze wojewódzkiej prowadzącej do dużego miasta spodziewałem się raczej porządnego mostu.


Pokopalniany zbiornik wodny


Czy prom będzie teraz kursował? Kursuje. Zaskakuje mnie gość z obsługi promu wyciągając rękę po kasę. Ile się należy? Wyciągam z kieszeni 3 złote. Nigdzie nie zauważyłem informacji, że przeprawa promowa jest płatna. Pewnie chłopaki zbierali na flaszkę.




Wisła i prom przez rzekę


świętokrzyskie gminy: Małogoszcz, Sobków, Morawica, Pierzchnica, Szydłów, Staszów, Osiek, Łonów

Pagórkowaty teren, nierówne gruntowe drogi sprawiają, że czuję znużenie dotychczasową jazdą. Na szczęście na długi czas żegnam się z pagórkami. Będzie równo, płasko, chyba nawet z lekkim wiatrem. Jazdę umilają mi pędzące w kierunku Stalowej Woli TIR-y.

Nie dojeżdżając do Stalowej Woli zmieniam kierunek jazdy z wschodniego na południowy. Teraz każdy pokonany kilometr przybliżał mnie będzie do celu wyprawy. Jest godzina 20 na liczniku 180 km. Zachmurzone niebo i droga przez las sprawiają, że już teraz muszę zamontować oświetlenie. Temperatura spada z kilkunastu stopni wieczorem do ok. 10 stopni nad ranem. Szerokim łukiem omijam zaliczony w czasie pokonywania trasy GreenVelo Rzeszów.



Droga oblęzona przez TIR-y


W obniżeniach terenu, wzdłuż łąk pojawiają się krótkie odcinki gęstej mgły. Czasami widzę przed sobą jedynie kilkanaście metrów podłoża. Na równych asfaltowych drogach nie muszę się niczego obawiać. Niezbyt rozległe pasma mgły mijam nie zwalniając jazdy. W razie nieodpartej potrzeby snu zatrzymuję się pod wiatami na kilku-, kilkunastominutowe a nawet półgodzinne drzemki. Świt zastaje mnie podczas takiej drzemki na południe od Rzeszowa w gminie Niebylec.



Budzi się świt. Budzę się i ja


Początek dnia zaczyna się od bolesnej dla mnie wpadki. Mylę drogę w najmniej do tego odpowiednim momencie. W miejscowości Domaradz skręcam drogą prowadzącą przez pobliski grzbiet. Pokonuję niewielkie serpentynki. Kiedy teren nieco wypłaszcza się spoglądam na GPS i nerwowo zaczynam szukać prowadzącej mnie kolorowej linii. Brak papierowej mapy nie pozwala na korektę wyznaczonej wcześniej trasy. Pozostaje kilkukilometrowy zjazd w dolinę.



Jak przystało na pogórze mnożą się kolejne podjazdy. Najkrótsza, wyznaczona automatycznie trasa prowadzi w poprzek kolejnych grzbietów. Uciążliwe długie podjazdy przeplatają się z szybkimi (a więc krótkotrwałymi) zjazdami. Każdy kolejny wysysa kolejną porcję energii. Pokonanie kolejnych przychodzi z coraz większym wysiłkiem. Zbyt beztrosko podszedłem do wyjazdu (co tam Bieszczady) nie zabierając górskiego trybu.


Czyżby Bieszczady?


W Uhercach mijam nowy browar Ursa Major i zgodnie z wgranym śladem skręcam w kierunku Soliny. A fuj! Niemiła niespodzianka. W górę prowadzi wyłożona nierówną kostką droga. Nierówne podłoże, grzejące dzisiejszego dnia słońce, wysysają resztki sił (i jak się okaże zdolności logicznego myślenia). Czas na okrojenie zaplanowanej wcześniej trasy. Na pierwszy plan idzie bieszczadzka gmina Baligród. Po odpoczynku nad J.Solińskim rozpocznę powrotną trasę.



Solina? Nie J.MyczkowiEckie


Docieram nad zaporę. To bajorka ma być słynną Soliną? Robię kilka fotek. Nie wszystko zgadza się z umieszczonymi przy zaporze mapami ale to, że popełniłem błąd, dociera do mnie dopiero gdy jestem kilkanaście kilometrów niżej. Wiocha do której dotarłem to Myczkowce a jeziorko powyżej nosi nazwę tej miejscowości. No cóż, gminy Solina nie mogę uznać za zaliczoną. Ja tu jeszcze wrócę!!!

Kolejne gminy: Tarnobrzeg, Grębów, Stalowa Wola, Bojanów, Jeżowe, Kamień, Sokołów Małopolski, Trzebownisko, Głogów Małopolski, Świlcza, Boguchwała, Lubenia, Niebylec, Domaradz, Dydynia, Sanok w., Tyrawa Wołoska, Olszanica.

Powrót tą samą brukowaną drogą w dół. Kilkanaście kilometrów dalej mija 24 godzina jazdy. Na liczniku zaledwie 420 km. Wlekę się resztką sił. Brakuje depnięcia. Brakuje chęci do jazdy. Czuję się jak przekłuty balon. Podjeżdżam pod kolejną na trasie Biedronkę. Nachodzą mnie poważne wątpliwości. Czy przy takiej kondycji jest jakikolwiek sens startować na trasie MRDP?

Coś tam zjadam. Wypijam pół litra soku Tymbark i ruszam na dalszą trasę. Bez przekonania wsiadam na rower. By doczłapać się do stacji kolejowej mam przecież jeszcze ponad 24 godziny. Krótki odpoczynek odnosi skutek. Bez wysiłku jadę dalej. Gdyby tylko nie te bezustannie pojawiające się pagórki i podjazdy. Zbyt łagodne i długie żeby zsiadać i prowadzić rower, zbyt strome żeby swobodnie pokonać je rowerem (brakuje odpowiedniego przełożenia). Większość pokonuję stojąc w pedałach. Z utęsknieniem marzę o opuszczeniu Pogórza. W noc wkraczam już bez większych podjazdów.

Gminy: Lesko, Zagórz, Sanok m., Brzozów, Jasienica Rosielna, Strzyżów, Czudec, Iwierzyce, Sędziszów Małopolski

Chociaż temperatura zbliżona jest do wczorajszej, robi mi sie coraz bardziej zimno. Brakuje podjazdów na których bym mógł się rozgrzać. Przyczyna może być tylko jedna – brak snu. Kilkanaście minut po północy zatrzymuję się pod kolejną wiatą. Zakładam pozostałe ciuchy, okręcam śpiworem i nie zamierzam się stąd ruszyć aż zrobi się cieplej.

Wstaję gdy zaczyna się rozwidniać. Zjadam coś pośpiesznie. Odpoczynek dobrze mi zrobił. Chociaż temperatura spadła o kilka stopni, nie czuję już zimna. Wczesnym rankiem mijam budzącą się do życia Kolbuszową i ze zmiennym wiatrem ruszam na trasę. Wiatr mi nie przeszkadza. Nienawidzę podjazdów.


Ostatni "podjazd"


Groźnie wyglądający znak "stromy podjazd" przed 2-3 metrowym wałem przeciwpowodziowym nad Wisłą nie robi na mnie wrażenia. Docieram nad solidnie wyglądający most kolejowy na linii siarkowo-węglowej. Zbudowany w 1979 r. Odnowiony w 2009 r. Solidna kładka dla pieszych wzdłuż mostu "zamknięta" dla ruchu pieszego w 2016 r. gdy jakiś pijaczek wpadł do rzeki. Teraz przejścia przez kładkę uniemożliwia tablica informująca, że przejście kładką jest "surowo wzbronione". Na szczęście jest to jedyne zabezpieczenie przeprawy. Inny sposób przedostania się na drugi brzeg zmuszał by mnie i okolicznych mieszkańców do kilkunastokilometrowego objazdu.




Most / kładka / Wisła


Chociaż po płaskim jedzie mi się zupełnie sprawnie, upływający czas zmusza mnie do korekty przedstartowych planów. Jeżeli chcę dzisiaj wrócić do Łodzi muszę skrócić trasę. Najbliższa dogodna stacja kolejowa znajduje się w Kielcach. Jadę przez zaliczoną wcześniej Morawicę. W środku upalnego dnia wjeżdżam główną drogą do Kielc doznając wszelkich nieprzyjemności z tym związanych. Z bezpiecznym zapasem docieram przed odjazdem ostatniego pociągu. Kolejne doświadczenia przed startem w MRDP na pewno się przydadzą.

Gminy: Kolbuszowa, Raniżów, Dzikowiec, Majdan Królewski, Nowa Dęba, Baranów Sandomierski, Padew Narodowa, Rytwiany, Tuczępy, Gnojno, Chmielnik

Zamiast 800 km, przejechałem 720, zamiast 53 zaliczyłem 47 gmin. Szosowo-terenowa trasa sprawdzająca się w czasie 24 godzinnych wypadów po płaskich woj. wielkopolskim i lubuskim okazała się zbyt wymagająca w czasie 2 dniowego wypadu w terenie pagórkowatym.


Trasa na RideWithGPS

Start: 17.07.2017 godz. 12:03
Meta: 19.07.2017 godz. 15:18
Dystans: 721 km
Przewyższenia – 4800 m.
Czas trasy 51:15
Czas jazdy 37:25
Prędkość śr. 19,48
Prędkość max. 66,34

Nowych gmin - 47


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót