.

Z zaciśniętymi hamulcami


Róża Wiatrów 2016

Koziegłowy, 27.03.2016 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót

Po bezśnieżnej zimie z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie sezonu w maratonach na orientację. Chociaż lubię poznawać nowe obszary wracam jednak na rozgrywaną corocznie na terenie Puszczy Zielonka i w jej okolicy Różę Wiatrów. Czynnikiem decydującym o wyborze tego właśnie maratonu (i innych imprez Pucharu Polski) jest jej długość. Regulamin Pucharu Polski forsowany przez Sędziego Głównego wprowadzający kryterium frekwencji oraz ograniczający ilość imprez do 16 może sprawić, że długie dystanse wkrótce znikną z Pucharu. Ma być lekko, łatwo i przyjemnie bo tylko to gwarantuje sukces ilościowy. Wyjątkiem będzie oczywiście Harpagan. Ta komercyjna impreza, której organizatorzy traktują uczestników jak dojne krowy musi pozostać.

Mapy i opisy punktów rozdane. Kilka minut wystarcza by ustalić kolejność zaliczania punktów i można ruszać na trasę. Na początek punkt z serii takich, których najbardziej nie lubię - czyli położony gdzieś w środku miasteczka. Odległość niewielka więc dołączam się do radzących sobie lepiej zawodników. Ruszam za pierwszymi, Jacek i Krzysiek (z którymi pokonałem końcowy fragment ubiegłorocznej Róży) doprowadzają mnie do skweru w centrum miasteczka Koziegłowy. PK1 - płotek, wsch. strona.

Szybka perforacji karty startowej. Próbuję "podpiąć się" pod opuszczających punkt znajomych. Krzysiek narzuca takie tempo, że trudno mi utrzymać dystans. Chociaż dzieląca nas odległość nie jest duża, za kolejnym zakrętem po prostu "dematerializuje się" i znika. Nie zauważam, że skręcił w jedną z odchodzących w bok dróg.

Dołączam do jadącego z przodu Pawła. Zaliczenie PK9 wydaje się rozsądnym wariantem. Rozmowa, brak odmierzenia odległości i nie mamy pewności w którym właściwie miejscu się znajdujemy Zatrzymujemy się na skraju lasu obok zabudowań (czy to są zabudowania widoczne na mapie?) i skręcamy w leśną drogę. Po kilkuset metrach jesteśmy pewni , to nie jest ta droga, to nie jest to miejsce, właściwie nie wiadomo gdzie jesteśmy. Próbujemy jeszcze ratować sytuację korygując błąd jadąc jedną, drugą dróżką. Wreszcie lądujemy na skrzyżowaniu leśny które identyfikuję na mapie. Linijka, licznik i teraz już bez problemu odnajduję czerwony lampion. PK9 - obniżenie.

Przed nami kolejne, położone blisko obok siebie punkty. Do tego, to czego najbardziej nie lubię - rozświetlenia średnio pomagające mi w poszukiwaniach. Odmierzona odległość i nadjeżdżający z przeciwnej strony zawodnik powoduje, że mamy pewność - niepozorna dróżka w lesie jest tą właściwą. PK7 - koniec drogi / ogrodzenie.

Wycofuję się do głównej drogi i po kilkaset metrach jazdy porzucam rower. Według mapy gdzieś powyżej drogi znajduje się punkt kontrolny. Wdrapuję się po zboczu wzniesienia. Stojący niżej przy lampionie rowerzyści korygują mój błąd. Punkt znajduje się oczywiście na grzbiecie ale dużo poniżej jego najwyższego punktu. PK2 - grzbiet góry. Chłopaki instruują mnie również jak trafić do pobliskiego punktu odległego zaledwie o kilkaset metrów.

Wracam po rower, wpycham go pod górę i jej grzbietem jadę w kierunku celu. Jadę to za dużo powiedziane. Leśna ścieżka poorana jest przez rowerowych szaleńców - zjazdowców. Jakieś hopki, skocznie i inne atrakcje utrudniają nawet prowadzenie roweru. Punkt jest tam gdzie powinien, stać i gdzie wskazali mi napotkani niżej bikerzy. PK6 - róg granicy lasu. Wykorzystanie załączonych rozświetleń nie było potrzebne.

Bez problemu opuszczam las, jadę przez pola. Do punktu położonego pomiędzy rozległymi stawami dotrę od zachodu. Na tym fragmencie trasy jest na tyle tłoczno, że nie trzeba nawet przez chwilę zastanawiać się na którym cypelku znajdę lampion. Rower (zupełnie niepotrzebnie) pozostawiam na początku cypelka. Odległość jest większa niż sądziłem a prowadzącą do celu ścieżka jest dobrze przejezdna. PK3 - cypel.

Opuszczam teren stawów. Wyjeżdżam z lasu, między polami pojawia się asfalt. Odnalezienie punktu wydaje się łatwizną. Wszystko się zgadza: pokonana odległość, leśna droga kończąca się na suchym bagienku. Wszystko poza jednym - lampionu oznaczającego punkt kontrolny w tym miejscu nie ma. Nie mam możliwości zrobienia zdjęcia dla udokumentowania pobytu w miejscu w którym powinien być punkt ale chętni pozuję do fotki którą robi Krystian. PK11 - koniec drogi. W niewielkiej odległości znajduje się kolejny niemożliwy do przegapienia PK20 - kapliczka i lampion powieszony na pobliskiej bramie.

Czas na wyciągnięcie na wierzch mapy północnej części zawodów. Tu punktów jest mniej, odległości między nimi są większe więc szybkość ich zaliczenia tej części trasy zależeć będzie w dużym stopniu od wybraniu optymalnej kolejności. Najwięcej trudności sprawi określenie momentu zaliczenia punktu leżącego w środku mapy. W każdym wariancie leżącego bardzo "nie po drodze".

Przede mną długi odcinek równego asfaltu, obwodnicą mijam Murowaną Goślinę. W Starczanowie zjeżdżam w teren a zielony szlak doprowadzi mnie prosto do położonego nad Wartą PK10. Z łatwością mijam zmagającego się z terenem Grzesia. Przede mną szalony, nierówny, błotnisty zjazd w dolinę. Mapę, która na wybojach wysuwa się z mapnika łapę między kolanami. Uff! Zatrzymywanie się w takim miejscu i powrót nie należałby do przyjemności. Jeden, drugi zakręt szlaku i zatrzymujemy się przy lampionie i luźno zwisającym sznurku. Perforator najwyraźniej ulotnił się. Kolejna fotka pstryknięta przez Krystiana i można jechać dalej. PK10 - skrzyżowanie dróg. Pozostałą do mety trasę Krystian pokona nieco szybciej - bo wyprzedzi mnie o półtorej godziny, zajmując 3 miejsce.

Jeżeli zjechało się w dolinę rzeki to trzeba również tę dolinę opuścić. Przede mną mozolne wspinanie się po niezbyt równej, wilgotnej leśnej drodze. Nagrodą jest powrót na asfaltowe drogi. Czas na ostateczny wybór kolejności zaliczania punktów. Obstawiam 14-4-13-5-16-18. Pomimo, że wybrana kolejność jest zupełnie poprawna to wykonanie założonego planu już znacznie gorsze.

Sprawnie skracam drogę przez zabudowania Uchorowa. Dojazd do PK14 przez Słomowo wydaje się najprostszym wariantem ale dlaczego nie skrócić drogi jadąc przez pola i las? Mijam przekrzykującą się i nie zwracającą na mnie uwagi parę żurawi. Czyżby nadchodziła wiosna? Na skraju lasu jeszcze raz starannie odmierzam odległość. Po dotarciu do ważniejszej leśnej drogi wystarczy skręcić w lewo i punkt będzie na wyciągniecie ręki. Jazda przez las przedłuża się. Nieoczekiwanie dla mnie docieram do szosy. Co z kontrolą odległości ? Teraz wiem, że z powodu jakiejś pomroczności, przeliczyłem ją dla mapy o skali 1:100.000 a nie "pięćdziesiątki". Chwila niepewności. Gdzie ja w ogóle jestem? Z pewnością jestem poza mapą ale w którą jechać by na nią powrócić? Do Słomowa, którym początkowo wzgardziłem docieram zamiast od południa z przeciwnej strony i to dużo dłuższą okrężną drogą. Tym razem dokładne odmierzanie jest zbędne, tuż przede mną punkt zalicza kilka osób. PK14 - rozwidlenie ścieżek.

Punkt opuszczam razem z Grzesiem. Rozpoznaję skrzyżowanie na którym wcześniej pojechałem prosto, chociaż powinienem skręcić na punkt. Wkrótce rozdzielamy się, Grześ skręca w lewo i pojedzie skrótem do PK8. Ja chwilę później skręcam w przeciwnym kierunku by zaliczyć PK4. Orientacyjnej porażki ciąg dalszy, w niewyobrażalny sposób mylę dwie równoległe leśne drogi. Przez dłuższy czas szamoczę się bezradnie, na skraju pól i lasów. Dopiero spotkanie Roberta który nadjeżdża boczną drogą pozwoli odnaleźć się w terenie. Zjeżdżam nad śródleśne, suche w tym roku, bajorko i razem z kilku innymi zawodnikami czeszemy las. Po dłuższych poszukiwaniach odnajdujemy punkt kilkadziesiąt metrów dalej. PK4 - obniżenie.

Z zaliczeniem punktu 4 kończą się na pewien czas moje kłopoty nawigacyjne, co wcale nie oznacza, że dalej będzie już tylko łatwo, lekko i przyjemnie. Szczególnie LEKKO nie będzie, ale o tym nieco później.

Nie ryzykuję skrótu przez las do kolejnego punktu. Jadę nieco okrężną ale pewną asfaltową drogą od południa. PK8 - rozwidlenie dróg.

Wkrótce jadąc na południe opuszczam las. Przede mną długi asfaltowy odcinek do miasta Skoki i położonego na jego obrzeżach punktu. Jadę obwodnicą miasta. Skręcam w las. Nadjeżdżający z przeciwnej strony zawodnicy informują, o braku lampionu. Powinności musi się stać zadość, razem z napotkanym bikerem jedziemy by odmeldować się w miejscu gdzie punkt powinien się znajdować. Tu, podobnie jak w przypadku poprzedniego brakującego punktu, wątpliwości nie ma, zarówno odległość jak i wygląd miejsca się zgadzają. Lampion, jak się później okaże, przesunięty był o kilkadziesiąt metrów a odnaleźli go tylko zawodnicy jadący od przeciwnej strony. Kolejne pamiątkowe zdjęcie i można jechać dalej. PK13 - rozwidlenie drogi i ścieżki.

Po zaliczeniu najbardziej oddalonego od bazy punktu zawracam na południe. Doskonała, równiutka droga. Przede mną pojawia się znajoma postać. To Grześ, który zrobił sobie w mieście krótki popas. Pomimo równej drogi jedzie mi się ciężko, z trudnością odrabiam straty. Czerwony szlak, leśna droga i punkt, którego nie trzeba szukać. PK5 - skrzyżowanie dróg.

Ponownie się rozdzielamy. Tu dobra wiadomość dla Grzesia. Jadę na punkt, który on zaliczył wcześniej. W tym momencie ma nade mną kilkanaście kilometrów przewagi. Przede mną wredna - bo położona gdzieś w środku mapy - 16-tka. Długi odcinek asfaltowej drogi, skrót gruntową drogą między polami. Uprzykrzający życie wiatr. Łatwy orientacyjnie punkt "ukryty" jest po przeciwnej stronie jeziora Wonowskiego. PK16 - rozwidlenie dróg.

Opuszczam odkryte tereny i zagłębiam się w las. Dojazd do punktu nie stanowi problemu. Znajduje się tuż obok głównej leśnej drogi. Mijam kolejne charakterystyczne miejsca by ostatecznie się odmierzyć się od krzyżówki z czerwonym szlakiem. PK18 - rozwidlenie drogi i duktu.

Po wielu, wielu kilometrach jazdy postanawiam się zatrzymać i sprawdzić co jest przyczyną szelestu jaki wydobywa się z przedniego koła i ewentualnie usunąć przyczynę. Pochylam się, kręcę kołem bez żadnego oporu i bez żadnego szelestu. Próba zakręcenia tylnego koła nie udaje się. Przestrzeń między oponą a błotnikiem szczelnie wypełnia błoto. Przy pomocy patyka mozolnie wydłubuję mokrą ciemną masę. Wskakuję na rower i czuję, że odzyskałem siły, mam wrażenie, że nawet na leśnej drodze rower sam toczy się do przodu. Ile trwała jazda "na zaciśniętych hamulcach"? - 20, 30 a może więcej kilometrów? Metoda być może dobra podczas treningów siłowego - spotykałem już bikerów ciągnących za sobą samochodową oponę - zupełnie się nie sprawdza podczas rywalizacji z innymi uczestnikami zawodów.

Odkładam na bok północną część mapy i z nowymi siłami ruszam na końcową część trasy. Lepkie, gliniaste błoto, nisko zawieszony błotnik i agresywna opona sprawia, że jeszcze kilkakrotnie będę usuwał nagromadzone pod błotnikiem błoto. Jadę przez znaną z ubiegłorocznej trasy Zielonkę. Czerwony szlak doprowadza mnie do PK15- rozwidlenie dróg.

Kolejne punkty znajdują się tak blisko siebie, że kolejność ich zaliczania nie ma większego znaczenia. Na początek punkt wiszący jakby w powietrzu, gdzieś obok drogi. Wiem, że opis punktu "mulda", może oznaczać u organizatora dosłownie wszystko. Tu oznacza zwyczajnie niewielki wąwozik opadający do jeziora. Odległość nie pozostawia wątpliwości jestem na miejscu. PK17 - mulda.

Mylę skrzyżowania leśnych dróg. Skręcam zdecydowanie zbyt wcześnie. Z uporem przedzieram się przez nieprzejezdny las. Wreszcie spostrzegam swój błąd. Odwrót i kolejne stracone minuty. Wyjeżdżam na leśną "autostradę" i wkrótce zaliczam PK12 - skrzyżowanie drogi i ścieżki.

Prosta leśna droga. Przede mną na punkt zmierza jedna z zawodniczek. Wybieramy dwa różne warianty zaliczenia pobliskiego punktu. Ona porzuca rower i pieszo pokona dzielące od punktu wzniesienie, ja objadę wzgórze rowerem. Różnica niewielka ale na punkcie melduję się jako drugi. PK22 - róg ogrodzenia.

Punkty wymagające poszukiwań się skończyły. Teraz trzeba jak najszybciej dotrzeć do mety. Jadąc przez Tuczno i dalej przez las docieram do PK19 - rozwidlenie dróg.

Stąd muszę dotrzeć do punktu na przeciwległym brzegu znanego z ubiegłorocznej edycji Jeziora Kowalskiego. Wybieram gruntową drogę przez pola. Podłoże jest dostatecznie twarde. Więc nie mam co żałować drogi asfaltowej, która wychodziła poza mapę. w tym roku punkt nad jeziorem znajduje się w miejscu nie wymagającym nawet chwili zastanowienia się. Chwilę po mnie na punkcie melduje się Tomek. PK21 - koniec ścieżki.



Pozostaje szybki (chyba było z wiatrem) powrót na metę. Nocne błądzenie podczas wczorajszego dojazdu do bazy sprawia, że teraz jadę bez momentu zawahania. Przedstartowe plany by wrócić przed zachodem słońca nie zostały zrealizowane. Pokonanie ponad 160 km i odnalezienie 22 PK zajęło mi niewiele ponad 10 godzin. Ten wynik uplasował mnie na 13 miejscu wśród 56 startujących. Jako nagrodę pocieszenia można potraktować 2 miejsce podium w kategorii rowerowych dziadków (50+).

Osoby wymienione w relacji

Jacek Nowicki, Krzysiek Cecuła, Paweł Cichoń, Grześ Liszka, Krystian Jakubek, Tomek Konieczny,


Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót