Z zamglonymi oczami
OrientAkcja ed.8, Młodawin Górny, 23.09.2017 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Renata (orientakcja.pl)


Nie jechać na Orientakcję? Niemożliwe. Brałem udział w tej imprezie od pierwszej edycji. Na usprawiedliwienie nieobecności trzeba by mieć naprawdę przekonywujące argumenty. Takim powodem z pewnością nie jest koszmarna deszczowa prognoza pogody. Padać ma przez kilka godzin od startu niemal do powrotu na metę.

Będzie to pierwszy start i pierwsze spotkanie ze znajomymi po ukończeniu Maratonu Rowerowego Dookoła Polski (MRDP). Gdzieś tam w głębi duszy z pewnością siedzi odrobina próżności. Niektórzy pewnie pogratulują, inni będą spoglądali z podziwem, z innymi będzie można chwilę o maratonie porozmawiać. Będzie okazja do spotkania z Łukasikiem, którego ostatni raz widziałem na starcie tej imprezy.


Nadzieje na zmianę pogody tuż przed startem okazują sie zupełnie nieuzasadnione. Złe prognozy zawsze się sprawdzają. Tak mokrej Orientakcji z pewnością do tej pory nie było (bodajże do tej pory nigdy nie spadła nawet kropla deszczu).

W pierwszej chwili miałem chęć napisać, że to jedyny maraton rozgrywany w takich warunkach. Kiedy zaczynam grzebać w ulotnej pamięci przypominam sobie kilka innych imprez z ulewnymi deszczami. Niby dlaczego deszcze miałyby omijać imprezy na orientację. 1. Kierat (2005) - woda płynąca wszędzie: całą szerokością zbocza, żleby zamienione w rwące potoki, zagrożenie powodziowe, 2. Dymno (2016), deszcz w końcówce i temp. poniżej 10, 3. IWW (2014), na starcie ulewny deszcz, 4. Transjura (2013), burze z ulewnym deszczem, rwące potoki spływające drogami, 5. PORNO (2012), śnieg z deszczem padający od startu do mety. Gdyby zastanowić się dłużej takich startów można by odnaleźć więcej.

Intensywność opadów zmienia się. Siąpi, pada, leje. Ku zaskoczeniu organizatorów na starcie zjawia się całkiem pokaźna grupa uczestników. Do niewielkiej grupy jaką zastaję w bazie, wkrótce dołączają kolejne osoby. Przed startem okazuje się, że nie wystarczy wystartować by znaleźć miejsce na pudle, a nawet by znaleźć się w pierwszej dziesiątce na każdej z tras. Na wysokie miejsce trzeba sobie zasłużyć dobrą jazdą. Walka będzie ostra, przecież niektórzy ze startujących walczą jeszcze o punktu do Pucharu Bikeorient.


Trudne warunki wymagają odpowiedniego wyposażenia. Zakładam na siebie kolejno koszulkę termoaktywną, koszulkę kolarską i kupioną specjalnie przed MRDP kurtkę p-deszcz. Na początku warstwą zewnętrzną będzie dodatkowa cienka kurtka. Głowę ochrania przycięty z cienkiego foliowego worka, opadający na ramiona kaptur (można go zwinąć niemal do objętości pudełka od zapałek. Do tego tradycyjnie dżinsy i podciągnięte na kolana stuptuty (na początku będą chroniły przed deszczem i wilgocią, później tylko przed chłodem). Doświadczenie wskazuje, że ochraniacze na buty, w sytuacji gdy trzeba będzie trochę pobiegać po błocie, nie sprawdzą się. Będzie to pierwszy poważny (kilkugodzinny) test wypasionej kurtki przeciwdeszczowej.

Założenia przedstartowe? Przy panujących warunkach plan minimum zakłada zdobycie 1 punktu kontrolnego (PK), plan maksimum 13 punktów - minimum potrzebne do sklasyfikowania na długiej trasie. Mapy rozdane. Szybko ustalam kolejność zaliczania punktów. W czasie jazdy do ustalonego planu wprowadzę tylko niewielkie poprawki.

Natychmiast po sygnale start (godz. 9:40) ruszam na trasę. Prosty przejazd do pierwszego PK. Szuter, asfaltowa droga, krótki odcinek jazdy przez las. Byle już na początku nie popełnić głupiego błędu. Nie ma obaw w kierunku punktu jedzie kilka innych osób. Porzucony na wysokiej skapie rower i powracający do niego zawodnik to niechybny znak, że jestem w odpowiednim miejscu. PK24 - brzeg rzeki 9:54 (14 min.)

Ruszam za opuszczającym punkt Łukasikiem. Prowadząca przez nadrzeczne łąki droga wzdłuż Grabii to najszybszy sposób by dostać się do kolejnego punktu. Droga szybko kończy się w zakolu rzeki. Nie zauważając tego skręciliśmy na wschód. Nie tylko ja zapominam o istnieniu kompasu. Pomimo deszczu gruntowa droga przez łąki jest lepsza od tych napotkanych później.

Uff!!! Asfaltowa droga (mój ulubiony rodzaj nawierzchni). Most. Po kilku minutach wjeżdżam w niewielki las, w którym odnajdę lampion kolejnego punktu. Zostawiam rower, rozglądając się ruszam do przodu. W przejrzystym lesie nietrudno dostrzec taśmę opasującą drzewo, nawet gdy lampion przymocowany jest po przeciwnej stronie pnia. Tylko dlaczego lampion znajduje się na zboczu górki. Wiem. Czepiam się. Przecież w opisie nie ma słów "szczyt górki". PK07 - górka 10:12 (18 min.).

Powrót do asfaltowej drogi i przejazd do znajdującego się w pobliżu punktu. Przepust pod idącą obok gruntowej drogi linią kolejową nie powinien być problemem. Chyba jest, bo kilku zawodników mija to miejsce. Mnie przed popełnieniem podobnego błędu chroni zawodnik, który zbiega z drogi w las po przeciwnej niż tory stronie. Nie tak sobie ten przepust wyobrażałem. PK20 - przepust 10:22 (10).

Wybieram odmienną od innych zawodników drogę. Jadę dalej prosto wzdłuż torów. Rozmiękła gruntowa droga. Upierdliwy podjazd. Wreszcie krzyżująca się z torami asfaltowa droga. Jestem przekonany (nie wiem na jakiej podstawie), że jestem dużo dalej przy kolejnej asfaltowej drodze. Minie kilkanaście minut, aż zrozumiem swój błąd. Widzę nadjeżdżających z innej strony zawodników (pewnie zaliczyli już "mój" punkt i jadą do kolejnego). Koryguję błąd, którego nie było. Skręcam w drogę, z której przyjechali. Na kolejnym skrzyżowaniu widzę Łukasza S. W pierwszej chwili chcę jechać za nim ale kierunek, w którym jedzie nie zgadza się z mapą. Wreszcie robię to co powinienem zrobić kilka minut temu, zatrzymuję się spoglądam dokładnie na mapę. Odkrywam błąd. Mijani chwilę wcześniej zawodnicy jechali tam gdzie ja muszę dotrzeć, Łukasz w kierunki innego punktu.

Okrężną drogą (od południa i wschodu) jadę w kierunku celu. Mżawka osiadająca na okularach skutecznie przeszkadza w identyfikacji szczegółów na mapie. Skręcam w las i ponownie gubię się. Na skrzyżowaniu leśnych ścieżek i dróg mylę kierunki. Ewa z Jarkiem początkowo jadą za mną ale później szybko opanowują sytuację i doprowadzają mnie do punktu. To nie był najszczęśliwszy dla mnie fragment trasy. Niestety, nie ostatni na dzisiejszym maratonie. PK04 - brzoza 10:50 (28).

Dłuższy asfaltowy przebieg na południe. Przyśpieszam by odrobić utracone minuty. Gdzie skręcić z asfaltowej drogi, by dojazd przez rozmiękczoną deszczem drogą przez pola był jak najmniej bolesny? Skręcam za widocznymi z przodu Jarkiem W. i Krzyśkiem Sz. Przecież sam nic lepszego nie wymyślę. Przez zalewane wodą, zamglone okulary dobrze widzę tylko czerwone kółka punktów kontrolnych i główne drogi. Zgodnie z przewidywaniami zostaję bezbłędnie doprowadzony nad brzeg jeziorka/stawu. Nad tym, czy był tam jakikolwiek cypel można by dyskutować. PK10 - cypel nad jeziorkiem 11:09 (19).


Ruszam w pościg za Piotrkiem Z. i Piotrkiem B., zawodnikami, których mijałem podczas jazdy w kierunku punktu. Odległość zmniejsza się. Pogoń ma szanse powodzenie. Kiedy skręcam z asfaltu w leśną drogę "uciekinierzy" są zaledwie kilkadziesiąt metrów przede mną. Po chwili skręcam w lesie w kolejną drogę jadąc już razem z Piotrkiem Z., Piotrek B. jest nadal z przodu. Moim problemem jest fakt, że podczas jazdy nie kontrolowałem mapy. Muszę się zdać w całości na przewodnika. Po raz kolejny skręcamy w prawo. Po chwili jazdy przez las jest pewne: tutaj lampionu nie znajdziemy. Wracamy do głównej leśnej drogi. Skręciliśmy z niej dużo za wcześnie. Drugie podejście kończy się sukcesem. PK18 - źródlisko 11:36 (27).

Wkrótce rozstajemy się. Piotrek wybiera inny wariant. Kontroluję odległości. Mijam wyjeżdżającego z leśnej drogi Grzesia. Przy dojeździe do punktu liczę na ślady pozostawione przez poprzedników. Niestety tu piaszczyste leśne drogi są suche, a rowerowe opony nie pozostawiają żadnego śladu. Wjeżdżam w las minimalnie zbyt daleko. Wracając intuicyjnie wybieram spośród plątaniny leśnych ścieżek tę właściwą. PK23 - wyrobisko - 12:04 (28).

Wybieram bezpieczny, dłuższy objazd. Grubsze linie widzę nawet przez zalane wodą okulary. Odmierzam się przed dojazdem do punktu. Oops! Chyba przed chwilą minąłem przepust i właściwą ścieżkę. Nad brzegiem stawu obozuje kilku zawodników. Chętnie wskazują, w którym miejscu znajduje się lampion. PK16 - grobla - 12:19 (15).

Szutrowa i asfaltowa droga doprowadza mnie w pobliże punktu. Odmierzam odległość od asfaltu. To i miękka leśna droga sprawiają, że odnalezienie punktu nie jest problemem. PK11 - skrzyżowanie rowów 12:40 (21).

Najkrótszą drogą opuszczam las. Chwila wytchnienia na asfaltowej drodze. Kilkaset metrów w głębi lasu znajdę zagłębienie w zarośniętym drzewami terenie. Widok opuszczającego punkt zawodnika pozwala uniknąć jakichkolwiek poszukiwań. PK03 - wyrobisko 12:55 (15).

Suchy teren i twarde podłoże sprawia, że wybieram najkrótszy przejazd na wschód. Przez las i pola jadę w kierunku kolejnego celu. Kawałek asfaltowej drogi i dobrze wyglądająca (zaznaczona grubą kreską) droga przez las. Rzeczywistość zaskakuje. Jest o wiele gorzej niż można sobie wyobrazić. Zalany wodą błotnisty teren. Wypełnione wodą kałuże na przemian z miękkim błotkiem. Tego nie da się w żaden sposób ominąć bokiem. Tu najlepiej jest jechać bez zatrzymywania. Utrata równowagi może sprawić, że buty zanurzą się w błotnistej mazi. Co by było w przypadku nieoczekiwanej wywrotki nawet nie chcę myśleć. Zmysł równowagi jest tu cenną pomocą. Po pokonaniu tej drogi żadna kolejna nie będzie stanowiła przeszkody.

Docieram na stały ląd. Skrzyżowanie leśnych dróg. Jadę droga na wschód. Pierwsze podejście do odszukania leśnego bajorka i punktu kończy się niepowodzeniem. Jeziorka nie widzę ale z pewnością jestem po drugiej jego stronie. Wracam do punktu wyjścia. Teraz wybieram odchodzącą pod niewielkim kątem niewyraźną ścieżkę przez las. Miejscami na trawie pojawiają się ślady. Drzewa na skraju mokradła, różnią się od tych w środku lasu. Na jednym z nich odnajduję lampion. PK01 - brzeg jeziorka 13:22 (27).

Nikt mnie nie zmusi do powrotu drogą, którą tu przyjechałem. Droga przez las to wielka niewiadoma ale chyba nic gorszego niż dotychczasowa bagnista droga nie może mnie spotkać - i nie spotyka. Zwykła leśna droga. Pojedyncze kałuże nie robią już wrażenia, nie czuję potrzeby by omijać je bokiem. Wracam na asfalt, skręcam w drogę przez łąki, jadę wzdłuż kanału. W oddali nad innym kanałem widzę dwóch bikerów. Tak. Punkt jest właśnie w tym miejscu. PK19 - śluza 13:43 (21).

Jazda gruntową drogą wzdłuż kanału nie była optymalnym wariantem. Wreszcie asfalt. Licząc, że dojazd do punktu nie będzie problemem bez odmierzania skręcam w kolejną drogę. Jest problem. W którą z leśnych dróżek mam skręcić? Wracam z nadjeżdżającymi z przeciwnej strony Radkiem i Krystianem. PK14 - zakręt rowu - 14:11 (27).

Plan maksimum, czyli zaliczenie 13 punktów kontrolnych, wykonany. Cieniutka kurtka sprawdziła się w 100%. Nie przepuściła nawet odrobiny wilgoci. Wysoki parametr tzw. oddychalności sprawia, że pod spodem mam całkowicie suche zapewniające dostateczny komfort cieplny ciuchy. Zupełnie nie odczuwam niedogodności jazdy w deszczu. Jadę dalej by zaliczyć jak najwięcej - być może komplet punktów.

Radka i Krystiana mam w zasięgu wzroku ale skręcają w przeciwnym kierunku. Znajdujący się w pobliżu punkt muszą mieć zaliczony. Jadę błotnistą drogą wzdłuż lasu. Ślady rowerowych kół znikają. Co dalej? Muszę zatrzymać się, przetrzeć okulary by zobaczyć szczegóły na mapie. Od punktu dzieli mnie jeszcze głęboki rów i kilkaset metrów leśnej ścieżki. PK06 - północna strona rowu - 14:25 (14).

Czas na położony w południowo-wschodnim narożniku mapy, najdalej oddalony od bazy punkt. Tu nawet nie trzeba się odmierzać. Będąc w pobliżu punktu muszę skręcić w jedyną asfaltową drogę. Takiej drogi nie sposób przecież przeoczyć. Krótki odcinek jaki mam do pokonania przedłuża się. Czyżbym pojechał za daleko. Tabliczka z nazwą miejscowości Zelów potwierdza błąd. Wracając kontroluję każdy zakręt, ciek wodny i ... odchodzące w bok drogi. Wszystko się zgadza poza jednym, zamiast asfaltu odkrywam szeroką ale rozmiękłą gruntową drogę. No cóż, mapy znanego wszystkim wydawnictwa niejednokrotnie wyprzedzały rzeczywistość. W tym miejscu (być może) mapa będzie aktualna w 2025 roku. [Sprostowanie: winowajca dorysowanej drogi - organizator - sam się przyznał do jeszcze nieaktualnej aktualizacji].

Blisko "asfaltowej" drogi odnajduję srebrzące się od mchów obniżenie terenu. Jest lampion punktu kontrolnego. Niestety perforator ulotnił się. Nie odnalazł go żaden ze startujących zawodników. Nawet nie mam możliwości zastępczego potwierdzenia obecności na punkcie poprzez wykonanie fotki tego zdjęcia. Co tam, jeden punkt w tą czy tamtą nie zrobi wielkiej różnicy. Wobec masowości tego zjawiska organizatorzy są wyrozumiali i "łatwowierni", zaliczają punkt każdemu kto na nim był. PK09 - obniżenie terenu 14:49 (24).

Chociaż pewności nie ma to podejrzenie pada na wszechobecnych grzybiarzy. Czy przy takiej pogodzie "normalni" ludzie nie powinni siedzieć w domu? Ludzie z koszami pojawiają się w każdym większym czy mniejszym lesie, są nawet w najmniejszych skupiskach drzew. Ich obecność jest w pełni uzasadniona. Niezależnie od indywidualnych umiejętności kosze, torby i reklamówki wypełnione są zdobyczami. Grzyby pojawiają się na trasie przejazdu. Kilka razy manewruję tak, by ich nie zniszczyć - może jeszcze ktoś je zbierze.

Długi odcinek asfaltowej drogi. Szutrówka. Okrążam jeziorko od wschodu i bez problemu zaliczam PK08 - cypel nad jeziorkiem 15:15 (26). Powrót do asfaltowej drogi. Po krótkiej chwili ponownie skręcam w las. Mylę się w liczeniu odchodzących w bok dróg. Punkt lekko przestrzelony ale mijany chwilę wcześniej stary dąb, wydaje się dobrym miejscem na powieszenie lampionu. PK12 - dąb 15:29 (14).


Wracam by jak najdłużej wykorzystać atuty asfaltowej drogi. Pierwsze podejście do odnalezienia cmentarza kończy się niepowodzeniem. Drugiego podejścia nie będzie. Zbieracz grzybów podczas chodzenia po lesie musiał widzieć pozostałości cmentarza. Widział. Wskazuje zbocze górki obok której stoimy. Biegnę w górę. Tu znajduje się właściwy skraj, podobno rozległej, nekropolii. Lampion wisi na najbliższym drzewie. PK22 - granica kultur przy brzegu starego cmentarza - 15:55 (26).

Zjazd do pobliskiej asfaltowej drogi. Tę opuszczę dopiero za drogą S8. Jadę wzdłuż tej drogi. Mijam jakieś tory, których nie dostrzegam na mapie. Pomimo szpaleru samochodów i kręcących się grzybiarzy, punkt jest nienaruszony w pobliżu głównej leśnej drogi. PK17 - przy kopczyku - 16:22 (27).

Do kolejnego punktu dojadę od strony północnej. Gruntowa droga przez las, pola. Dalej pojadę wzdłuż linii zabudowań. Odnalezienie właściwej drogi nie będzie chyba zbyt skomplikowane. Po chwili jadę ulicami położonego już poza mapą miasteczka. Nie jest to szczególnie często przeze mnie odwiedzany rejon ale rozpoznaję Łask. Teraz wystarczy jechać na zachód i nie zaplątać się w jednokierunkowych uliczkach. Tabliczka z numerem drogi 481 wskazuje, że powinienem skręcić na południe. Sprawny przejazd przez miasto sprawia, że była zbyt kosztowna czasowo pomyłka. Zjeżdżam nad rzekę. Mijam opuszczających punkt Kielaków. Gdzie jest lampion? Nie ma się kogo spytać. Kręcę się po lesie a punkt odnajduję kilkanaście metrów dalej. PK21 - brzeg rzeki 16:49 (27).

Jedynie słuszny i najkrótszy wariant. Po chwili zjeżdżam w las. Tu równie ważne jak odmierzenie odległości, jest śledzenie rowerowych śladów. Intuicja podpowiada mi, gdzie mam skręcić w kierunku jeziorka. Widać taflę wody, a kilkadziesiąt metrów dalej lampion PK15 - brzeg jeziorka 17:05 (16).

Powoli zmierzam do końca maratonu. Baza jest już naprawdę blisko. Może uda się wyhaczyć jeszcze z jeden punkt? Jadę drogą wzdłuż jeziorka. W pewnym momencie zjeżdżam w wąską ścieżkę pomiędzy trzcinami. Robi się miękko i mokro. Wydostaję się na stały ląd i biegnącą na skraju lasu drogę. Czas szybko mija. Z kolejnych punktów muszę zrezygnować i pędzić prosto na metę.


Marzenin. Gdzieś na skraju miejscowości widzę jakieś jeziorko. Chyba niewiele widzę, jeżeli za jeziorko biorę niebieskie ikonki na mapie. Pośpiech uniemożliwia poprawne myślenie. Próbuję ominąć przeszkodę. Skręcam na północ. Kiedy droga techniczna wzdłuż S8 kończy się, pokonuję głęboki rów i wdrapuję się na porośnięty wysoką roślinnością nasyp kolejowy. Po drugiej stronie jest dalszy ciąg drogi. Fakt, że w ten sposób znalazłem się po drugiej stronie drogi szybkiego ruchu chwilowo umyka mojej uwadze. Kiedy nazwy mijanej wioski nie mogę znaleźć na mapie przychodzi otrzeźwienie - jestem poza mapą. Drogowskaz Wygiełzów przywraca mnie do rzeczywistości. Teraz nie pozostaje nic innego jak przycisnąć mocniej pedały i starać się zniwelować straty. META 17:44 (39). Na metę wpadam z 4 minutową stratą co oznacza, że stracę 2 z 21 zaliczonych punktów.

Zdobycie 19 punktów sprawia, że plasuję się na 12 miejscu spośród 17 zawodników sklasyfikowanych na trasie GIGA. Można by napisać, że przyjechałem tu dla przyjemności. Można by tłumaczyć się, że padający deszcz uniemożliwił czytanie mapy. Faktem jest, że czuję wielki niedosyt z wyniku, ale nie ze startu w maratonie.


Statystyka:

Dystans - 129,1 km
Przewyższenie - 550 m
Czas trasy - 8:04
Efektywny czas jazdy - 7:12
Postoje - 52 min.
Prędkość średnia - 17,9 km/godz.
Zaliczone punkty 21 (z 24)
Kara za spóŸnienie - 2 pkt
Miejsce 12/17


Wizualizacja przejazdu
(ustawiamy na Real Time:On, najlepiej z włączonym Time Slider i z prędkością 50x)


Łódź, pazdziernik 2017 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 3
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót