OrientAkcja ed.3
Konstantynów Łódzki, 9.05.2015 r.

(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Renata, Sylwia


Miało być lokalnie, kameralnie, przyjemnie. Na taką właśnie imprezę się zapisywałem. Tydzień przed startem ilość osób zgłoszonych do rajdu przekracza setkę. W ciągu ostatnich dni i na starcie ich ilość zwiększy się o kolejne kilkadziesiąt. Zamiast imprezy lokalnej, mamy ogólnopolską. Poza rowerzystami z Łodzi i okolic, pojawia się pokaźna ilość osób z miejsc bardziej oddalonych: Warszawa, Śląsk. Frekwencja zaskakuje chyba wszystkich, łącznie z organizatorami. Jeszcze 3-4 lata wcześniej trudno było na łódzkich zawodach na orientację zgromadzić więcej niż 20-30 osób. Chwała organizatorom Orientakcji i Bikeorientu, bo to dzięki ich wysiłkom coraz więcej osób docenia ten sposób spędzania wolnego czasu.

Do bazy rajdu zlokalizowanej na obrzeżach Konstantynowa, w Ośrodku "Nad Stawem" docieram wcześnie. Mam czas by spokojnie przygotować się do startu. Wykorzystuję go również by porozmawiać z organizatorami, ze znajomymi i z nieznajomymi bikerami. III edycja rajdu podobnie jak poprzednie odbędzie się przy sprzyjającej rodzinnemu rowerowaniu, słonecznej pogodzie. Starym rowerowym wyjadaczom, deszczowa pogoda mogłaby jedynie uprzykrzyć jazdę innych zniechęcić do startu.


Odprawa przedstartowa. Mateusz przypomina najważniejsze zasady rozgrywania zawodów. Na kilka minut przed startem otrzymujemy mapę formatu A3 w skali 1:50.000 z zaznaczonymi punktami kontrolnymi. W pośpiechu staram się wyznaczyć kolejność ich zaliczania. Nie jest to zadanie najłatwiejsze ale w końcu szkicuję na mapie linie łączące 19 czerwonych kółek. W czasie jazdy pozostanie już wybór sposobu przejazdu pomiędzy punktami. Jak się okaże będzie potrzebna też drobna korekta kolejności.

Szybko mijam jadących wolniej uczestników rajdu. Po chwili jestem na skraju lasu obok zabudowanego letniskowymi domkami terenu. Na mapie wszystko wygląda bezproblemowo: leśna droga - polana - punkt. W terenie już tak oczywiste to nie jest. Początek każdych zawodów nie jest moim mocnym punktem. Wybieram jedną z leśnych ścieżek, po kilkuset metrach wiem, że to nie ta. Zawracam i jadę innš położonš nieopodal. Mijając kolejnych bikerów opuszczających już punkt, jak po sznurku trafiam na polanę i biegnę do drzewa z czerwonym lampionem. PK3 - północny brzeg polany (godz. 10:50 - 16 min. od startu).

Opuszczam jedyny punkt znajdujący się po południowej stronie Neru. Pokonuję most przez rzekę i ruchliwą drogę. Przede mną lekko zurbanizowane przedmieścia Konstantynowa, dawne wsie Żabiczki i Ignacew. Ulice przeplatają się z polnymi drogami. W sprawnym pokonanu nieustannie zmieniającej kierunek trasy pomaga jazda w grupie z innymi rowerzystami. Na skraju lasu, obok polnej drogi którą jedziemy, znajdujemy PK18 - prowizoryczna ambona myśliwska (11:06 - 16 min.). Jeszcze szukam potwierdzenia w postaci umieszczonego obok lampionu ale te będą tylko na punktach z perforatorami. Wpisuję odpowiedź na pytanie - 8 szczebli. Na punkt dociera Radek, który nieco spóźnił się na start. Dzisiaj będziemy się spotykać niemal przez cały czas trwania imprezy.

Radek wybiera najkrótszą drogę przez pola. Mnie bardziej odpowiada odległy o kilkaset metrów asfalt. Jadę znanym z Tour d’Łodź (czerwony szlak pieszy wokół Łodzi) asfaltowym fragmentem tej trasy. Przede mną Kazimierz z pozostałą po dawnej miejskiej świetności zabudową. Tu skręcam na północ. Równa asfaltowa droga skłania do dokładnego przestudiowania dalszej trasy. Pochylony nad mapą nie zauważam tak charakterystycznego miejsca jakim jest most nad niewielką rzeczką. Zawracam kilkaset metrów dalej, zjeżdżam z asfaltowej drogi i lasem docieram nad strugę. PK7 - zakręt strumyka (11:23 - 17 min.).

Ruszam w pogoń za rywalem, który był tu chwilę przede mną. Przez cały czas mam go w zasięgu wzroku. Na chwilę opuszczam asfalt by zaliczyć położony w pobliżu PK4 - skrzyżowanie przecinek (11:31 - 8 min.).

Dojazd do kolejnego umieszczonego w środku lasu punktu nie wygląda tak prosto. Czujnie pokonuję dzielącą mnie od niego odległość. Poszukiwania suchego rowu zaczynam zbyt wcześnie ale kolejna próba kończy się pomyślnie. PK8 - brzeg wyschniętego cieku wodnego (11:39 - 8 min.).

Teraz linia, którą narysowałem na mapie, wskazuje na punkt PK18. Ponieważ nie znajduję żadnej drogi pozwalającej w logiczny sposób pokonać odległość dzielącą oba punkty, zmieniam początkową koncepcję. Zaliczanie punktów w odwrotnej do zaplanowanej na starcie kolejności - PK11-PK12-PK2-PK5 - wydaje się łatwiejsze. Kosztem takiego wyboru trasy będzie następujący po tych punktach długi "pusty" odcinek drogi do PK10 (jak się okaże na mecie, będzie to optymalna kolejność ich zaliczania).

Przejazd przez las wydaje się tak prosty, że nie przykładam zbytniej wagi do odmierzania odległości i obserwowania terenu. Po chwili wyjeżdżam na pola i już wiem, że minąłem właściwe rozwidlenie dróg. Jadąc przez Malanów moja trasa wydłuża się o ponad kilometr. Mój konkurent popełnia podobny błąd więc ponownie mijamy się w okolicach punktu. PK5 - skarpa nad drogą przy jeziorku (11:52 - 11 min.). Zawodnicy odwiedzający ten punkt w późniejszym czasie napotkają właściciela stawu broniącego swoich ryb przed kłusownikami jakimi potencjalnie mogą być uczestnicy rajdu. ródło wszelkiego zła, czyli lampion i perforator padają ofiarą szaleńca.

Teraz odległość między punktami bardzo zmniejsza się. Jadę do największego głazu narzutowego w województwie. Poznałem go, dzięki, napisanemu przez Piotrka Banaszkiewicza przewodnikowi: "Okolice Łodzi na rowerze". Polecam!!! Zaintrygowany tym dziwem natury odwiedziłem to miejsce jesienią. Wtedy odnalezienie głazu sprawiło mi nieco kłopotu. Teraz mogę brać go w ciemno. PK2 - głaz narzutowy, brzoza po północnej stronie (11:58 - 6 min.). Znajdujący się w lesie kamień rozczarowuje swoimi rozmiarami. Być może większa jego część znajduje się pod ziemią.

Powracam do asfaltu i okrężną drogą jadę w kierunku pobliskiego punktu. Na rozwidleniu gruntowych dróg spotykam Radka. Dojazd do punktu będzie jedynym odcinkiem trasy, który pokonamy razem. W poprzek dziewiczej łąki jedziemy do widocznej z oddali ambony. Ponieważ dokładnie naprzeciwko są wiejskie zabudowania, oczami wyobraźni widzę gospodarza z widłami czyhającego na kolejnych zawodników niszczących jego własność czyli zieloną, bujną trawę. PK12 - Ambona myśliwska (12:09 - 11 min.). Spisujemy jej numer.

Po zaliczeniu punktu rozstajemy się i jedziemy własnymi, odmiennymi drogami. Tu nie warto nawet spoglądać na mapę każda droga na południe doprowadzi mnie do celu. Jadę nieco dłuższą ale twardą szutrową drogą przez las. Na moście na rzece Ner melduję się jako drugi. PK11 - most (12:22 - 13 min.). Jakie 2 znaki są umieszczone na północnej stronie mostu? Przez chwilę szukam jakiś liter namalowanych na barierce mostu. Wreszcie wzrok pada na dwa słupy i "drogowe" znaki przed wjazdem na most. Jeden z piktogramów zabrania pływania, drugi to niewątpliwie zakaz skoków do wody.

Wracam asfaltem do skrzyżowania dróg. Przede mną sentymentalna podróż do czasówwczesnej młodości. Długa prosta droga przez pola a następnie przez las prowadzi do wsi Wilków, gdzie gospodarstwo mieli moi dziadkowie. To fragment długiej ok. 15 km trasy do Lutomierska, którą pokonywałem wielokrotnie z rodzicami ponad 50 lat temu jako kilkuletni dzieciak. Wtedy był to najpewniejszy sposób by tramwajem dotrzeć do Łodzi. Asfaltowy dywanik w kierunku Kazimierza przykrywa teraz porządną na tamte czasy brukowaną drogę. Ale to temat na zupełnie inną opowieść.

moja trasa


Jeszcze niedawno polna droga, którą mam pokonać, stanowiła nieprzejezdną rowerem piaskownicę. Teraz tak źle już nie jest, jednak jazda w dalszym ciągu do przyjemności nie należy. Jadę do lasu często przeze mnie odwiedzanego. Ulubionego miejsca rowerowego grzybobrania. Punkt jest prosty więc znajomość terenu nie jest tu niezbędna. PK10 - zbiornik przeciwpożarowy, tabliczka (12:39 - 17 min.). Jaka jest pojemność zbiornika? Spisuję widoczne z daleka cyfry 2227. Później zawracam jeszcze, by upewnić się, że nie popełniłem błędu. Zastanawiam się kto, w jakim celu i w jaki sposób oblicza ilość wody w niemierzalnym naczyniu jakim jest wypełniony wodą dół. No ale statystyka jest nauką ścisłą, która nie znosi określenia ok. 2000 m3.

Ponownie wybieram drogę odmienną od poprzedzającego mnie zawodnika i znowu miniemy się 2 punkty dalej. W czasie jazdy urozmaicam sobie czas próbując zgadywać ile nóg może mieć leśny paśnik? - kolejny cel na mojej trasie? Żadna z nasuwających się, nawet najbardziej niedorzecznych odpowiedzi nie jest prawidłowa. Przede mną prawdziwe stojące na 7 nogach arcydzieło leśniczej sztuki. PK14 - paśnik (12:51 - 12 min.). Z przeciwnej strony nadjeżdża Łukasz Senderek, pierwszy z zawodników, który wybrał odwrotny kierunek zaliczania punktów.

Zaliczając PK14 osiągnąłem najdalej od bazy położony punkt kontrolny. Przede mną powrót na metęczyli jazda na wschód. Jadę znanymi mi drogami. W końcówce czujnie odmierzam odległość by wybrać jedną z wielu w tym lesie przecinek. Okazuje się, że z wyborem nie ma problemu, punkt odwiedziło już tylu rowerzystów, że prowadzi do niego odciśnięta przez poprzedników ścieżka. PK9 - ambona myśliwska (13:08 - 18 min.). Na karcie startowej "ląduje" numer spisany z jednej z nóg ambony.

Nie szukając własnego wariantu wracam do przecinki, którą przed chwilą pojechał Radek. Do kolejnego położonego na wschodzie punktu jedziemy nieco okrężną, omijającą stawy hodowlane, trasą. Dopiero od organizatorów dowiemy się, że przeszkodę można było pokonać jadąc na wprost groblą między stawami. O ile przy uważnym spojrzeniu na mapę można dopatrzeć się grobli to dalsza droga jest dokładnie przesłonięta przez napis z nazwą miejscowości Bełdów Krzywa Wieś.

Skrzyżowanie dróg w Ciężkowie. Miejsce znane z trasy Adventure Orient po cmentarzach I wojny światowej. Nieopodal skrzyżowania znajduje się kilka płyt - pozostałość wojennych mogił. Odmierzam starannie odległość. Obok słupa energetycznego odpoczywa grupa rowerzystów z trasy rekreacyjnej. Nie pozostaje nic innego jak spisać numer słupa i ruszać dalej PK16 - słup energetyczny stojący okrakiem nad ciekiem wodnym (13:24 - 15 min.).

Ruszam szlakiem konnym przez pola i las. W pewnym momencie gubię szlak, wyjeżdżam na skraj lasu. Drogą równoległą do planowanej docieram na skrzyżowanie leśnych dróg, a po chwili do obiektu stanowiącego punkt kontrolny. PK19 - paśnik (13:39 - 15 min.). Jeden z biwakujących bikerów podaje mi prawidłową odpowiedź na postawione tu pytanie. Dla pewności przeliczam 13 desek tworzących dach leśnej budowli.

Od dłuższego czasu nękają mnie uporczywe skurcze. Pojawiają się w łydkach i wielu miejscach ud. Do tej pory nie zdawałem sobie nawet sprawy, że mam tak dużo wrażliwych na skurcze mięśni. Kilka mocnych uderzeń w łydkę rozwiązuje na jakiś czas problem w tej części ciała. Nie potrafię w ten sam sposób rozluźnić ud. Skurcze utrudniają ale nie uniemożliwiają jazdy. Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać aż do zbliżającej się z każdym pokonanym kilometrem mety.

Jadąc asfaltową drogą mijam widoczny na mapie ciek wodny. Skręcam w pierwszą przecinkę i po chwili jestem już na skraju polany. Tym razem nie napotykam jednoznacznych śladów odciśniętych na trawie. Prowadząc rower bez przekonania idę w poprzek łąki. Widok wypełniającej obniżenie terenu wody i rechot żab potwierdza, że jestem w poszukiwanym przeze mnie miejscu. Porzucam rower i biegnę w wyznaczony przez organizatora róg bajorka. PK1 - drzewo przy południowo-zachodnim brzegu stawu (13:54 - 15 min.).

Po raz kolejny wybieram bezpieczny ale dłuższy asfaltowy objazd. Ponieważ droga krajowa nie jest w tym miejscu wykrzyżykowana więc zapewne dozwolona przez organizatorów. Przejeżdżam przez obrzeża Aleksandrowa i kieruję się na południe. Zabudowany teren na wprost nie zachęca do szukania skrótu. Punkt znajdujący się na skraju objętego ochroną torfowiska atakuję skutecznie od zachodu. PK6 - cypel obok południowo-wschodniego rogu ogrodzenia (14:12 - 18 min.). Tak jak na wszystkich punktach od 1 do 8 czeka tu na mnie perforator.

Przede mną kilka kilometrów asfaltowej drogi. Pewnym punktem odniesienia wydaje się zaznaczona grubszą linią leśna droga odchodząca na wschód. W realu okazuje się być jedynie jedną z kilku niepozornych zamkniętych szlabanem przecinek. Ponieważ "przestrzeliłem" planowany zjazd do lasu w kierunku punktu, pojadę kolejną drogą. Drogowskaz "Stanisławów Stary" potwierdza, że jestem w odpowiednim miejscu. Z przeciwnej strony nadjeżdża mój rywal. To ostatnie nasze spotkanie na trasie. Teraz zobaczymy się dopiero na mecie.

Wyprzedzam jadących rekreacyjnie rowerzystów. Zakręcam i dojeżdżam na skraj dawnego wyrobiska. Niby wszystko się zgadza ale gdzie znajdują się zielony dwuliterowy kod punktu kontrolnego. Porzucam rower i ruszam na poszukiwanie właściwego drzewa. Kiedy po "zwiedzeniu terenu" powracam do miejsca w którym zostawiłem rower, zawodnicy, których niedawno minąłem odnajdują napis na drzewie kilka metrów na wprost od mojego roweru. PK15 - północny skraj wyrobiska (14:27 - 15 min.). Nie posądzam organizatorów o złośliwość ale odnalezienie zielonego kodu w środku zielonego lasu przekroczyło moje zdolności percepcji.

Wybieram bezpieczny przejazd końskim szlakiem, asfaltem i czerwonym szlakiem do umieszczonego na częściowo zamieszkanym terenie punktu. Podczas jazdy próbuję odgadnąć jaki napis można znaleźć na tabliczce umieszczonej w takim terenie? Z dużym prawdopodobieństwem jest tam informacja - teren prywatny. Czego wg właściciela nie można tam robić? Nasuwające się odpowiedzi to: nie śmiecić, nie wchodzić. PK13 - północna strona rozwidlenia dróg. Tabliczka na brzozie. Jaki czasownik widnieje na tabliczce? (14:42 - 14 min.). Ponieważ jest to teren prywatny, to oczywistym jest napis nie łazić.

Przede mną do zaliczenia ostatni punkt. Z niechęcią spoglądam na kółko zaznaczone gdzieś w środku miasta. Miasto to obszar, na którym zwykle moja orientacja przestaje funkcjonować. Na początek prosta trasa, czerwony szlak, asfaltowa droga przez las i skręt w inną asfaltową drogę. Taką drogę trudno przegapić ... gdyby była pokryta asfaltem. Zatrzymuję się kilkaset metrów dalej ze świadomością, że zajechałem za daleko. Zawracam. Mapa z której korzystam jest zbyt aktualna, drogi którą mam jechać jeszcze nie wyasfaltowano. Wbrew wcześniejszym obawom punkt bez problemu odnajduję obok miejskiego parku. PK17 - pomnik - dar przyjaciół ZHP. Jaki to rok? (15:00 - 18 min.).

ta kartka nie będzie mi już potrzebna


Pozostaje już tylko krótki powrót na metę. Meta (15:07 - 7 min.). Wracam z poczuciem przyjemnie spędzonego czasu. Po raz pierwszy w tym roku miałem okazję samodzielnie wybrać trasę przejazdu i samodzielnie nawigować. Chociaż wynik nie jest najważniejszy to z zaskoczeniem dowiaduję się, że przede mną na metę przyjechał jedynie Radek Walentowski, który wyprzedził na ostatnich kilometrach mnie o ponad 10 min. Na najniższy stopień pudła wskoczył jeszcze mój partner z Rajdu Miejskiego - Przemek Strachowski. Na dystans 92 km dłuższy od optymalnej wartoœci 85 km złożyło się kilka błędów i wybór lepszych ale dłuższych wariantów przejazdu pomiędzy punktami.

Ogólnie trasę mega pokonało 62 a na trasie rekreacyjnej sklasyfikowano ponad 100 uczestników. Mam nadzieję, że prędzej czy później ilość musi przejść w jakość i kolejni łodzianie pojawią się na rozgrywanych w innych rejonach kraju dłuższych trasach zaliczanych do Pucharu Polski.

z Radkiem na mecie


... a ja pojechałem tędy ...


Statystyka:

Dystans - 92,0 km
Czas trasy - 4:33
Efektywny czas jazdy - 4:15
Prędkość średnia - 21,5 km/godz.
Prędkość maksymalna - 39,7 km/godz.
Przewyższenie - 280 m
Miejsce 2/62

WIZUALIZACJA TRASY
(Luks - Łukasz Senderek, theli - Radek Walentowski)

Łódź, 2015 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót