.


Rajd Liczyrzepy, edycja zimowa


Oborniki Śląskie, 7 marca 2020 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Długie oczekiwanie na początek sezonu rajdów na orientację wreszcie się kończy. Tych oczekujących na pierwszą rowerową imprezę jest więcej. Na starcie rowerowej 100-tki stawia się spora grupa w większości dobrze znanych ale również jeszcze nie poznanych rowerzystów. W ciągu zaledwie 3 lat (7 edycji) zawody wyrobiły sobię już niezłą renomę. Znając organizatorów, doskonałych orientalistów, nie powienienem się temu dziwić.

W czasie przedstartowego "gminnego" dojazdu do bazy (zaliczam 3 nowe gminy), przeszkadza tylko dość silny przeciwny wiatr. Kiedy po wczesnej pobudce wyglądam na zewnątrz mogę tylko stwierdzić, że dzisiaj będzie o wiele gorzej. Niebo jest całkowicie zachmurzone i pada gęsta mżawka, która w czasie startu przejdzie w delikatny deszczyk. Jak będą wyglądały leśne drogi nawet nie chcę w tym momencie myśleć.

Zawody rozgrywane są w formule rogainingu. Na mapie formatu A3 (i skali 1:50.000) znajduje się 70 punktów kontrolnych o różnej wartości (od 10, 20 .... aż do 90). Szybko wybieram kierunek jazdy i szkicuję kolejność zaliczania tych bardziej wartościowych punktów. Linia łącząca punkty obejmuje mniej więcej 2/3 całej mapy. Szkoda tracić więcej na szczegóły, które wyjdą już w czasie jazdy.

Razem z Jarkiem i Ewą wyjeżdżamy na zachód od miasta. Początek jest bezproblemowy. Spośród ponad 60 startujących, wielu wybrało ten właśnie kierunek jazdy. Widać sylwetki zawodnikow, którzy chwilę wcześniej opuścili bazę zawodów. Na rozmokłej leśnej dróżce doskonale widać odciśnięte koleiny rowerowych kół. Ostrożne, krytyczne podejście do takich śladów będzie pomocne w wielu miejscach na trasie. Skrecam z asfaltowej drogi, później w najbliższą przecinkę i po chwili pierwsze 70 punktów zdobyte. PK78 - skrzyżowane ścieżek.

Ze względu na ich ilość, punkty są blisko siebie położone. Po chwili zaliczam punkt znajdujący się po przeciwnej drogi asfaltu. PK86 - ruina ziemianki. Tu jadę jak po sznurku. Nawet nie pamiętam jak wyglądało miejsce połozenia punktu. Po krótkiej wspólnej jeździe rozstaję się z Ewą i Jarkiem. Oni zawracają i będą zaliczali punkty w odwrotnym kierunku. Ja zagłębiam się dalej w las. Decydując się na samotną jazdę, wybieram przyjemność z samodzielnego poszukiwania punktów ale rezygnuję z być może dobrego wyniku jaki zapewniałaby wspólna pokonanie trasy.

Kolejny mniej cenny punkt leży po drodze do kolejnej zdobyczy. Chociaż to tylko 30 pkt, nie jest łatwieszy od tych najcenniejszych. Wystarczy nie zachować dostatecznej koncentracji by spędzić tu o kilka chwil za dlugo. Pierwsza niezbyt przemyślana próba poszukiwań kończy się niepowodzeniem. Zaczynamy od przeciwnej strony. Zaskakuje wielkość dołu a może raczej małego wyrobiska. Opuszczający to miejsce zawodnicy wskazują odpowiednie drzewo na jego dnie. PK38 - dół.

Zamiast szukać niewidocznych na nieaktualnej mapie dróżek i rzeźbić w terenie o nieznanej przebieżności wybieram dłuższy asfaltowy objazd. Szybko, łatwo i przyjemnie dojeżdżam do drogi prowadzącej przez łąki. Zawodnik, który tu przybył przede mną dzierży w dłoniach imponującej wielkości poroże zastanawiając sie co z tym fantem zrobić. Pierwsza rada by schował je do dwukrotnie mniejszego plecaka brzmi jak ponury żart. Proponuję, by ukrył je i przyjechał po zakończeniu rywalizacji. Znajdujemy się zaledwie kilka kilometrów od bazy. Najważniejsze czyli drzewo z lampionem znajduje się kilkanaście metrów dalej. Czy tuż obok był zbiornik z wodą nie zauważyłem. PK85 - staw (E).

Rozmokłą, błotnistą drogą próbuję szybko przedostać się do cywilizacji. Jeszcze nie wiem, że taka lub gorzej przejezdna droga nie będzie dzisiaj wyjątkiem. Uważny przejazd przez napotkaną miejscowość i zapuszczam się w boczną drogę, w połowie której napotkam na stary cmentarz. Cmentarz to twór o dość dużej powierzchni. Punktem jest dość niezwykle rozgałęzione drzewo. Ponownie mam szczęście, miejsce to opuszcza jeden z zawodników. Nie będę zmuszony do czesania rosnącego na cmentarzu lasu. PK61 - stary cmentarz.

Zielona plama na mapie. Biała plama w pamięci. Nasilające się opady. Jak dotarłem do punktu? Nie pamiętam. Być może jechałem z napotkanymi na cmentarzu zawodnikami. Być może wystarczyło śledzić odciśnięte w błocie rowerowe koleiny. Być może dojazd do punktu był oczywisty. PK83 - przepust.

Jadąc asfaltową drogą intensywnie główkuję w jaki sposób zaliczyć trzy znajdujące się przede mną punkty. Nie ma prostych dróg łączących te punkty. Nie ma nasuwającego się wariantu. W każdym przypadku czeka mnie wjazd do lasu i powrót na główną drogę. Wybieram najbliższy punkt. Leśna droga prowadzi łagodnie w dół. Poszukiwany przepust musi znajdować się na położonej niżej rzeczce. Wreszcie jest. Przedziwny przepust nad rozwidlającym się pod drogą strumieniem. Zaglądam w każdy otwór pod drogą, sprawdzam każde drzewo wokół. Bez zadowalającego rezultatu.

Widąc odciśnięte w błocie koleiny jadę dalej. Ponownie szukam lampionu. Bezskutecznie. Nie mogę skorelować z mapą miejsca, w którym się znalazłem. Wracam do punktu wyjścia - może wcześniej minąłem inny przepust? Uważnie spoglądam na mapę, na wskazania kompasu. Bingo!!! Tu musi być jeszcze jedna droga. Porośnięta trawą, nie rzuca się w oczy. Są też pojedyncze ślady. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduję właściwe położenie. Okazuje sie, że czasem miewam przebyski inteligencji. Szkoda, że tylko od czasu do czasu. PK92 - przepust.

To klasyczny "śmiejowy" punkt. Droga widoczna na mapie, a niewidoczna w terenie i druga widoczna w terenie, a nie pokazana na mapie. Nie raz - i nie tylko ja - dawaliśmy się złapać w taką pułapkę podczas Grassora. Jednego razu po kilkudziesięciu minutach szukania uznałem swoją porażkę. Innym razem dopiero dlugie poszukiwaniia kilkuosobowej grupki bikerów skończyło się sukcesem. Majstersztyk orientacyjny. Brawa dla budowniczego trasy.

Mozolnie wspinam się z powrotem. Przecinam opuszczoną niedawno szosę. Dokładnie odmierzam odległość w której powinienem skręcić ale nie zauważam niepozornej bocznej dróżki na grzbiecie. Zjeżdżam w dol. Widząc nadjeżdżających z przeciwka zawodników zatrzymuję się i zauważam błąd. Wracam i zatrzymuję się na końcu leśnej dróżki na skraju nadrzecznej skarpy. Postacie widoczne nad rzeką są potwierdzeniem, że jestem we właściwym miejscu. PK40 - zakole strumienia.

Na mapie brak zaznaczonym dróg prowadzących do pobliskiego, odległego niespełna 2 km dalej miejsca. Punkt umieszczony, gdzieś w środku niczego, tzn. na skraju pól i lasu. Wszystko to sprawia, że wybieram dłuższy, asfaltowy dojazd. Punkt będę atakował od północy. Ciągnące się w niskonczoność betonowe ogrodzenie. Gdzie jest skraj lasu. Skręcam w jego kierunku. Nie wygląda to dobrze. Optymizmem napawa widok widocznych dalej rowerów. Napotkana para szuka narożnika ogrodznie od dłuższego czasu. Ruszamy wzdłuż płotu w przeciwnych kierunkach. Wracając do roweru dowiaduję się, że oni mieli więcej szczęścia. Mapa jest mocno nieaktualna. W miejscu rzekomych pól rośnie tak na oko ponad 20 letni las. PK73 - róg ogrodzenia. Pomagam nadjeżdżającej grupce bikerów, wskazując Łukaszowi gdzie powinien szukać punktu.


Jak by tu wybrać najmniej optymalną trasę?

Początkowo próbuję przebijać się przez las, a właściwie jego skrajem. Kiedy nie udaje się znaleźć jakiejkolwiek drogi wracam do asfaltu. Przede mną kolejny, zaliczany prawie dwukrotnie dłuższą trasą punkt. Deszcz siąpi z różnym natężeniem przez caly czas. Zalewany wodą licznik odmawia posluszeństwa. Czuję niepokojące bujanie. Jeszcze mam nadzieję ale po chwili już wiem. Czeka mnie wymiana dętki w tylnym kole. Dlaczego w czasie takiej pogody? Dlaczego w czasie rajdu? Zniechęcony zabieram się za naprawę. Dla poprawienia nastroju szukam dobrych stron sytuacji w której się znalazłem Przecież mogło się to zdarzyć podczas pokonywania jednego z błotnistych odcinków trasy. Do pełni szczescia brakuje tylko autobusowej wiaty z laweczką.

Zjeżdżam w drogę, która doprowadzi mnie do punktu. Jeszcze jeden zakręt. Przepust. Z dwóch wariantów dotarcia do punktu: spacerek wzdłuż strumyka lub dłuższy dojazd rowerem wybieram drugą opcję. PK74 - skrzyżowanie cieków.

Wracam do asfaltu by, w niewielkiej odległości po przeciwnej jego stronie odnaleźć kolejny łup. Cały czas mży, siąpi, pada. Zalany licznik po raz kolejny przestaje działać. Skończyły sie chuseczki którymi wycierałem podstawkę licznika. Mimo prób nie udaje sie go uruchomić. Nic to, dojazd do punktu przynajmniej wg mapy wydaje się oczywisty. Mam nadzieję, że wystarczy do tego wrodzony zmysł orientacji. Pewnie by wystarczył gdybym miał przed sobą aktualną mapę.

Gdzieś po drodze wyskakuje z krzaków idący na azymut Michał, zwycięzca trasy pieszej. Jego wynik będzie gorszy jedynie od kilku najlepszych rowerzystów. Chce się upewnić, że jest w dobrym miejscu. Niestety nie mogę mu pomóc. Skręca w las i dalej biegnie na azymut. Ja muszę korzystać z istniejących dróg. Skręcam tak jak to wskazuje mapa na północ. Bingo! Jest przepust, jest rzeczka, jest jakieś betonowy twór spuszczający wodę z pustego w tej chwili leśnego jeziorka. Wszystko skrzętnie przeszukuję. Bezskutecznie. Same chęci nie wystarczą, trzeba jeszcze znaleść się w odpowiednim miejscu. Skręcam w drogę prowadzącą obok dolinki którą płynie strumyk. Zatrzymuję się widząc prześwit między drzewami. Śladów na rozrytej mokrej ziemi nie ma ale co szkodzi sprobować. Pokonuję krótki odcinek po grobli i widzę idącego dolinką z rowerem Marcina i uczestniczkę trasy pieszej. Spotykamy się obok lampionu. Do punktu docieram od północy czyli od przeciwnej strony niż planowałem. Zaznaczona na mapie droga od południa nie istniała albo była niemal niewidoczna. PK82 - urządzenie hydrologiczne (nisko).


Jak bu tu ominąć kilka punktów?

Jak dotrzeć do jednego z najbliższych punktów. Przez jakiś czas jadę na północ czyli w kierunku PK69. Później postanawiam skręcić w kierunku innego punktu (PK68). Niewyraźna droga szybko kończy się. Jeszcze przez jakiś czas mam wrażenie, że podążam jej śladem. Wreszcie nawet ta nadzieja znika. Prowadzę rower przez niekończacy się brzozowy las. Mijam jakieś zdziczałe śliwy, ślad po widocznych na mapie polach uprawnych. Poprzecznej drogi, która pozwoliłaby określić położenie i ułatwiła dotarcie do punktu brak. Teraz ważniejsze od znalezienie punktu staje się opuszczenie lasu. Skręcam na pólnoc. Skraj lasu. Rozległe nasączone wodą pola. Odnajduję szerokie koleiny i wbrew obawom udaje się po nich jechać. Droga przez pola pozwala dotrzeć do widocznej z oddali wioski. W ten sposób przejechałem pomiędzy dwoma pobliskimi punktami nie zaliczając żadnego z nich

Przecinam asfaltową drogę. Długa droga przez pola. Las. Do punktu docieram bezpiecznie od północy. Chwila wachania, o którą granicę kultur chodzi. Kiedy odwracam się na najbliższym drzewie znajduję lampion. PK77 - róg granicy kultur.

Starannie sprawdzam pokonane odległości (przestalo padać więc licznik znowu działa), kontroluję każdy zakręt drogi. Gdzies w połowie spotykam Ewę i Jarka. Zatrzymujemy się na chwilę rozmowy. Kiedy chcę ruszyć dalej czuję się zdezorientowany - z której drogi wyjechali moi znajomi? Wreszcie ruszam dalej. Jedna droga, druga. Niby odległość się zgadza ale odchodzącej w las drogi przy której odnajdę punkt nie ma. Wyjeżdżam na asfaltową drogę. Jechać dalej, czy wrócić? Próbuję się ponownie namierzyć. Wreszcie widzę nadjeżdżającego Tomka. Kiedy skręca w las przyłączam się do niego, grzecznie trzymając się z tyłu. On, chyba wie, ja jestem kompletnie skołowany. Docieramy do punktu. Wcześniej popełniłem błąd na ostatnim przed punktem rozwidleniu dróg. PK62 - zakręt drogi

Powracam do asfaltu. Po opuszeniu tej drogi, próbuję połapać się w istniejących leśnych drogach. Powinienem wybrać tę prowadzącą najbliżej rzecznej dolinki. Opieram rower o drzewo i ruszam na poszukiwania. Pofałdowany teren. Zawodnik po przeciwnej stronie rzeki. Czyżby tam był punkt. Wypełniony brudnożółtą mazią rów zniechęca do jego przekroczenia. Ruszam w przeciwnym kierunku. To dobrz decyzja. Jest coś przypominającego wał. Nieco dalej jest też wyraźna wyrwa i rosnące na dole drzewo. Mogę odwdzięczyć się Tomkowi wskazując poszukiwane miejsce. Poszukiwania trochę się przedlużyły, gdyż rower zostawiłem kilkadziesiąt metrów za daleko. PK58 - wyrwa w wale.

Teraz wystarczy dotrzeć, korzystając z jakiejkolwiek drogi, do wioski, by namierzać się na kolejny jeden z najbardziej wartościowych punktów. Odmierzam się dokładnie i zatrzymuję obok ogrodzonego młodnika. W poszukiwaniach punktu pomaga nadjeżdżający z przeciwka zawodnik. Żeby odnaleźć punkt trzeba się cofnąć, okrążyć młodnik i poprzedzierać przez zarośnięty nadrzeczny teren. Chociaż położenie punktu nie jest oczywiste, sprawnie udaje się pokonać nagromadzone trudności. PK93 - rozwidlenie ścieków.

Po chwili niepewności udaje mi się rozszyfrować nieco ukryty dojazd do niewielkiego leśnego jeziorka na skraju lasu. Odnajduję miejsce, w którym niewątpliwie wypływa z niego woda. Przeszukuję teren. Bez spodziewanego skutku. Wracam do miejsca w którym skończyła się droga przy stawie. Bronek, który w międzyczasie zaliczył punkt, wskazuje gdzie mam go szukać. Tym razem niezbyt starannie czytałem mapę i dałem się nabrać. Punkt znajduje się przy drugim niewidocznym z tego miejsca zarośniętym stawie. PK72 - odpływ ze stawu.

Powoli zbliżamy się do końca imprezy. Nie ma co kombinować. Kieruję się już w kierunku bazy. Mijam zabudowania napotkanej miejscowości. Nie ma czasu na błędy. Precyzyjnie odmierzam się. Po krótkich poszukiwaniach udaje się namierzyć to właściwe ogrodzenie i ten właściwy jego narożnik. PK65 - Róg ogrodzenia. Przypadkowymi ścieżkami opuszczam las po wschodniej jego stronie. Dość intuicyjnie mijam drogę szybkiego ruchu. Kieruję się w kierunku ostatniego wartościowego punktu po drodze do bazy. Jest to jedyny z zaliczonych punktów przeze mnie punktów, który znajduje się na wzniesieniu. Znaczny fragment błotnistego podjazdu muszę pokonać prowadząc rower. Czuję się zniecierpliwiony upływającym czasem. Kiedy zbliżam się do wierzchołka widzę kamienny słupek oraz taśmę lub sznurek mocujący umieszczony po przeciwnej stronie lampion. PK88 - kamienny słupek.


Jak by tu pojechać żeby nie zdążyć na metę?

Do końca limitu pozostało niewiele czasu. Do pokonanie mam nie więcej niż 5 km wydawałoby się łatwej drogi. Kłopoty zaczynają się kiedy zjedżam ze wzgórza. Na drodze pojawia się płot uniemożliwiający jazdę. Przedzieram się przez kawałek lasu do innej drogi. Przede mną rozwidlenie asfaltowych dróg. Pośpiech nie jest najlepszym doradcą. Zamiast pochylić się na mapie i zidentyfikować miejsce w którym się znajduję skręcam w kierunku, który wydaje się optymalny. Prowadząca na zachód, opadająca w dół droga kończy się przy kolejowych torach. Zamiast szukać dalszej jej części po drugiej stronie torów, ruszam niewyraźną drogą wzdłuż torów. Prowadzę rower. Kiedy teren po drugiej stronie wypłaszcza się, przeskakuję przez tory i docieram do równoległej do torów leśnej drogi. Wkrótce jadę asfaltem, którym szybko dotrę do miejsca startu.

Dotarłbym, gdyby nie kolejna guma. Do mety pozostaje niecałe 1,5 km. Próbuję prowadzić rower. Szeroka opona spada z obręczy i blokuje koło. Naprawiać nie ma sensu. Zresztą nie mam już dobrego zapasu. Biorę rower na plecy i ruszam do bazy. Po miniuęciu wiaduktu, Hora - czeski uczestnik trasy pieszej wskazuje najkrótszą drogę do bazy. Jestem zaskoczony, pomimo szaleństw na ostatnich kilometrach spóźniam się zaledwie o 7 minut.

Czas trasy 6:03
Czas jazdy 9:07
Dystans 80,2 km
Śr. 13,3 km/godz.
Max 45,3 km/godz.
Punkty 18/70
Punkty przeliczeniowe 1230 (-70)/1160
punktów karnych 70
miejsce 36/54


Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 303
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót