.

Zero orientacji - 100% sukcesu

Rajd na Orientację - KoRNO 2022

Popów, 27.08.2022 r.

(relacja)

relacje z innych imprez


powrót


Po długim i ciężkim ultramaratonie WARTA800 (patrz. Urlop nad Wartą) nadszedł czas na rajd na orientację KORNO. W pierwszym przypadku potrzebna była jedynie mocna łyda, w drugim równie ważną rolę powinna odgrywać głowa. Ponieważ nie zamierzam się ścigać a jedynie przejechać trasę rekreacyjnie, nie czuję konieczności by założyć licznik. Już w pociągu okazuje się, że zapomniałem również okularów przydatnych do czytania mapy. Nic to, bez napinki stawiam się na starcie. Wynik nie jest ważniejszy od przyjemności jazdy i poszukiwania punktów.

Rajd odbywa się w systemie rogainingu. Na mapie (dwóch, częściowo nakładających się mapach formatu A3 i rozdzielczości 1:50.000) zaznaczone są 73 punkty kontrolne o różnej wartości od 20 do 90 punktów przeliczeniowych. Jeden najdalej położony i najtrudniejszy pozwala na zdobycie podwójnej liczby punktów - 180. W klasyfikacji liczy się liczba zdobytych punktów przeliczeniowych oraz czas pokonania trasy. Limit przeznaczony na pokonanie trasy to 10 godzin. Przekroczenie tego czasu skutkuje 1 punktem karnym za każdą minutę co oznacza, że w pewnej sytuacji opłaca się spóźnić by zaliczyć dodatkowe punkty.

Przy takiej ilości punktów trudno już na starcie dokładnie zaplanować całą trasę. Na początek wystarczy określić kierunek oraz wybrać kilka pierwszych punktów. Dalsza koncepcja pokonywania trasy będzie dynamicznie zmieniała się w zależności od sytuacji. Po kilku minutach przeznaczonych na analizę mapy, tuż po sygnale start (godz.8:10) ruszam na trasę. Przede mną widzę sylwetkę Piotra Buciaka. Po kilkuset metrach mija mnie Krystian. Później okaże się, że w takiej właśnie kolejności ukończą zawody. Za Krystianem, który niedawno zajął 2 miejsce w prestiżowym maratonie TCR nie mam szans jechać nawet przez chwilę. Widok wyprzedzającego mnie zawodnika pozwoli uniknąć pilnowania trasy prowadzącej do pierwszego punktu. PK71 (godz. 8:25) - Skraj zagłębienia terenu w parowie (okorowane drzewo).

Po chwili w okolicy punktu pojawia się całkiem pokaźna grupa bikerów. Jedni wyjeżdżają, inni wjeżdżają przecinką prowadzącą w kierunku punktu. Przede mną jadą Wojtek, Jarek i Krzysiek. Nie mam wątpliwości, że są szybciej jeżdżącymi zawodnikami. Może jednak uda mi się jadąc za nimi zaliczyć chociażby kilka kolejnych punktów. Początkowy, znacznie naszpikowany asfaltami odcinek będzie mi sprzyjał. Gdy pojawią się bardziej mięsiste piachy szansa, że utrzymam tempo narzucone przez moich znajomych będzie maleć niemal do zera. Gravel o stosunkowo cienkich oponach to jednak nie to samo co rower MTB. Nie będę rozpisywał się dokładnie o wszystkich punktach kontrolnych, gdyż w wielu miejscach moja orientacja i pamięć sprowadzała się do zera. Odnotujmy zaliczone punkty. PK82 (8:39) - Dąb i PK60 (8:52) - Południowy skraj podmokłego terenu.

Jarek


Wszystko co dobre szybko się kończy. Asfalty zastępuje kamienista, gruntowa droga przez pola. Fragmenty piaszczyste utrudniają jazdę. Wiatr też chyba nie jest sprzyjający. Czyżby wspólna jazda miała się skończyć tak szybko. Jak przez mgłę przypominam sobie miejsca, w których znajdowały się kolejne zaliczone punkty. PK35 (9:04) - Ruiny wapiennika (na górze) i PK59 (9:15) - Osuwisko.

Asfalty pojawiające się na przemian z gorszymi drogami ratują moją sytuację. Wspólna jazda przedłuża się ponad wstępne plany. Nurtuje mnie pytanie: czy to ja jestem dzisiaj tak mocny czy może moi koledzy są nieco słabsi. Dzisiaj nasze możliwości są porównywalne. Próba zgubienia mnie na trasie nie ma szans powodzenia. W grupie jestem tylko pasożytem żerującym na umiejętnościach orientacyjnych innych. Rodzi to obawy, że niebawem będę musiał w ten lub inny sposób opuścić jeżdżące razem podczas rajdów na orientację towarzystwo. Sam dobrowolnie nie chciałbym rezygnować. Z niecierpliwością czekam na słowa typu: "nie pomagasz, to opuszczasz grupę". To i tak dobrze bo od szosowców podczas ultramaratonu mógłbym jedynie usłyszeć: "nie pomagasz, to spieprzaj dziadu". Tymczasem nic się nie dzieje i zaliczamy punkt, którego opis nic mi teraz nie mówi. PK47 (9:28) - Nadgryzione drzewo.

Kolejne asfalty pozwalają ponownie złapać oddech. Gravel sprawia, że tu jestem równorzędnym partnerem w grupie. Tylko dużo mięsistych piachów mogłoby spowodować pozostanie z tyłu i porzucenie wspólnej jazdy. Deszczowy tydzień poprzedzający rajd sprawił, że nieprzejezdnych piachów jest o wiele mniej niż na trasie maratonu Warta800, który miejscami przebiegał przez te same nadwarciańskie tereny. Do kolejnego punktu jedziemy rozsądnie (dla mnie) korzystając, zamiast z najkrótszej drogi przez las, z asfaltowego objazd. Dużo szczęścia mam podczas leśnego dojazdu do punktu. Patyk dostaje się między kółeczka przerzutki w momencie gdy swobodnie zjeżdżam nie kręcąc pedałami. Czwartej zniszczonej podczas jednego sezonu przerzutki bym chyba nie przeżył. Jest coraz lepiej, drzewo obok drogi to pierwszy punkt, którego wygląd zapamiętałem. PK68 (9:45) - Potrójny buk.

Najbardziej wartościowy dzisiejszy punkt znajduje się w wydawałoby się dużej odległości od miejsca, w którym się zatrzymaliśmy. Biorąc pod uwagę skalę mapy (1:50.000) i w większości asfaltowy dojazd, proponuję ten właśnie wariant. Kilka możliwych wcześniej do zdobycia punktów o niskiej wartości (30, 40) leży wyraźnie z boku, a dojazd do nich nie jest wcale tak oczywisty. Nie wiem jak zrobili to moi koledzy, a raczej jeden z nich, ale na punkt określany przez budowniczego jako trudny do odnalezienia trafiamy bez żadnych poszukiwań. Rowery pozostawiamy na skraju lasu, a ledwie widoczna, zarośnięta przecinka doprowadza nas prosto to trójstyku 3 województw czyli kopca o średnicy kilku i wysokości 1-2 metrów. PK99 (10:13) - Kopiec na trójstyku granic.

trójstyk granic


Droga przez las znacznie pogarsza się ale jak na razie daję radę. Nie kojarzę, żeby najbliższy punkt sprawił jakiekolwiek trudności. Stadne poszukiwanie właściwego drzewa z lampionem ma duże zalety (jeżeli tylko szuka się - jak w tym przypadku - we właściwym miejscu). PK78 (10:25) - Zródlisko (suche).

Zaskakuje mnie ilość asfaltowych i szutrowych dróg. Widząc obok siebie rowery MTB na szerokich oponach dochodzę do wniosku, że mój pojazd jak najbardziej się w takich warunkach sprawdza. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia zjeżdżamy nad Wartę. Mijamy stary, rozpadający się budynek ośrodka wypoczynkowego "Uroczysko" pamiętający chyba czasy PRL-u. Nazwa jak najbardziej pasuje do dzisiejszego wyglądu tego obiektu. Moi koledzy pomijają widoczny obok pusty betonowy basen pewnie zmierzając do miejsca, w którym znajduje się punkt. Wygląd dużego, wkopanego w ziemię i przykrytego betonową płytą kolistego tworu zaskakuje mnie. Nie tak to sobie wyobrażałem. PK95 (10:38) - Betonowy zbiornik - drzewo na NW.

Jedziemy do znajdującego się nieopodal punktu. Każdy (każdy oprócz mnie) ma nieco inną koncepcję gdzie znajduje się punkt i jak do niego dotrzeć. Pierwsze podejście kończy się niepowodzeniem. Przed nami duży uprawny teren otoczony z trzech stron lasem. Nie rzucający się w oczy "nibynarożnik" znajduje się gdzieś w połowie tego pola. Nie pamiętam już kto wpadł na pomysł by w tym nietypowym miejscu poszukiwać drzewa z lampionem. PK61 (10:59) - Narożnik lasu.

Czas na punkt znajdujący się zaledwie kilkaset metrów dalej - niestety punkt znajduje się na drugim brzegu rzeki. Warta, po której nie widać było skutków suszy dwa tygodnie wcześniej, teraz po obfitych opadach dodatkowo wezbrała. Nie ma bata, trzeba jechać do odległego o ponad 2 kilometry mostu w Bobrownikach. Lampion umieszczony jest w miejscu znanym jako Góra św. Genowefy. Ostatnio (Warta800) byłem tu w środku nocy. Teraz mogę za dnia obejrzeć stromą skarpę, po której wpychałem rower do góry. Obok prowadziła niewiele bardziej łagodna ścieżka, której w nocy nie zauważyłem. PK56 (11:20) - Na górze skały.

Wojtek


Kolejny cel znajduje się w mało zachęcającym (przerywane linie prowadzących do niego przecinek/leśnych dróg) odległym od brzegu rzeki miejscu Załęczańskiego Parku Krajobrazowego. Nie ma co wybrzydzać, zaliczając punkt można zgarnąć 90 punktów. Poza tym jadę przecież w towarzystwie doskonałych orientalistów. Przecinka, którą jedziemy nagle kończy się zarośnięta młodnikiem. Trochę okrężną drogą, prowadząc rowery przez las docieramy do widocznego z oddali niewielkiego wzniesienia. To musi być tu. PK91 (11:36) - Słupek wysokościowy, minimalnie wystający nad ziemię.

Leśnymi i polnymi drogami wracamy powoli do bardziej cywilizowanych terenów. Jak odnaleźć "karpę" znajdującą się gdzieś w lesie na skraju rozległych pól, najlepiej wiedzą moi koledzy. Dokładne odmierzenie odległości od ostatniego pewnego punktu na trasie jest tu z pewnością niezbędne. Porzucamy rowery i tyralierą ruszamy przez pole w kierunku lasu. PK77 (11:51) - Karpa.

Po zaliczeniu 3 punktów wracamy do miejscowości Bobrowniki. Zbliża się południe. Słońce coraz bardziej przypieka dając się coraz mocniej we znaki. W tych warunkach zakupy płynów w napotkanym przypadkowo sklepie nie podlegają żadnej dyskusji. (11:58 12:05). Lekkie schłodzenie organizmu wystarczy na najbliższy krótki odcinek trasy.

Dużo trudniej zmusić się do szybkiego wyruszenia spod sklepu. Na szczęście przed ponownym zjazdem w las mamy znaczny fragment asfaltowej drogi. Młodnik i kilka "ukrytych" między drzewkami solidnych starych sosen. Tu nawet najdokładniejsze odmierzanie odległości niewiele pomaga. Trzeba "własnoręcznie" sprawdzić, na którym z drzew znajduje się lampion punktu kontrolnego. Osiągam swój mały sukces. Jestem tym szczęśliwcem, który może krzyknąć do pozostałych "mam, tutaj jest". To nic, że wcześniej jeden z kolegów powiedział: "wiki - tam szukaj". PK55 (12:16) - Sosna matka (na SE).

Wracamy na tę samą asfaltową drogę, by dotrzeć do kolejnego celu. Tym razem od punktu oddziela nas rozległy, użytkowany kamieniołom. Wspinamy się na wzniesienie w połowie "pożarte" przez wydobycie skalnego kruszywa. Górka na skraju kamieniołomu. Drzewo obok niewielkiego kopca. Tym razem "sukces" przechodzi mi koło nosa. Chociaż jestem we właściwym miejscu, to lampion wisi na drzewie tuż za moimi plecami. PK67 (12:29) - Górka

Wracamy na właściwą stronę Warty. We znaki coraz bardziej daje się narastający upał. Nie w pełni świadomie zaliczam kolejne dwa punkty. Przynajmniej ja ich położenia w pełni nie zapamiętałem. PK45 (12:37) - Sosna na skarpie, PK94 (12:52) - Górka na skraju dawnej żwirowni.

Krzysiek


Moi koledzy nie mają problemu by skręcić we właściwą leśną dróżkę i trafić w pobliże kolejnego obiektu. Wapiennik znajdujący się na wzniesieniu w środku lasu widoczny jest z daleka. Problemem jest tylko wybranie najłatwiejszego przejścia pomiędzy drzewami, krzakami i chwastami porastającymi zbocze. Chyba jako pierwszy docieram na wzniesienie. Stając obok wysokiego ceglanego "komina", ponownie nie zauważam lampionu znajdującego się za plecami. PK73 (13:14) - Wapiennik (na górze).

Najbliższy punkt będzie pierwszym naszym punktem zaopatrzonym w wodę. Przez chwilę krążymy po wzniesieniu w poszukiwaniu jaskini, która znajduje się nieco niżej na zboczu. Uzupełniamy bidony. Niewielką ilością wody (przecież musi wystarczyć dla tych, którzy przyjadą tu po nas) zwilżam głowę. Gdzie spotkaliśmy drugi punkt z resztkami wody nie przypominam sobie. PK64 (13:29) - Jaskinia.

Ponor, nieznane dotąd określenie w słowniku orientalistów. Miejsce wygląda jak zarastające chwastami koryto wyschniętej rzeki. Nie mam czasu by przeczytać na turystycznej tablicy czym jest ten twór. Zacytuję wikipedię "forma terenu właściwa obszarom krasowym, mająca postać otworu lub korytarza wydrążonego przez wodę, nierzadko ukrytego pod warstwą kamieni pokrywających koryto rzeki. Jest to miejsce, gdzie wody strumieni, potoków czy rzek wpływają pod powierzchnię terenu". PK57 (13:37) - Ponor

Krzysiek


Nagorętsza pora dnia. Resztkami sił trzymam się jadącej przodem grupy. Dużo gorzej jest gdy zatrzymujemy się na chwilę, lub pieszo przeszukujemy teren. Mam nieodpartą ochotę, żeby odpuścić. Z punktu na punkt odkładam tę decyzję "na później". Cały czas trwa wewnętrzna walka: wygodnictwa z chciejstwem. Z jednej strony mam nieodpartą chęć by jak najszybciej zakończyć ten koszmar i w spacerowym tempie wrócić do bazy. Z drugiej chciałbym dociągnąć do końca i osiągnąć jak najlepsze miejsce na tym rajdzie i w efekcie jak najwięcej punktów do pucharu PPM. Cel to kolejne punkty do
rankingu wszechczasów pozwalające utrzymać się w czołowej 10.

O ile zaliczenie punktu położonego obok polnej drogi (ściślej skrzyżowania polnych dróg) przychodzi bezproblemowo (PK76 (13:58) - Skałka), to przy kolejnym pojawiają się drobne problemy. Zatrzymujemy się w ściśle odmierzonej odległości i rozpoczynamy poszukiwania. Które niewielkie pozbawione drzew miejsce jest właściwą "polanką"? Napotykamy zawodnika, który krążył tu przed nami. Wreszcie (nie pierwszy już raz) Krzysiek wybawia nas z kłopotu. Analizuje dokładnie mapę (chyba korzystając z lupy) i wskazuje gdzie trzeba szukać. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się niewiele większa polana i drzewo z lampionem. PK85 (14:18) - Północny skraj polanki.

Odkryte, bezdrzewne tereny. Lejący się z nieba żar. Mózg się lasuje. Ze zdumieniem czytam określenia zaliczonych punktów: kupka kamieni czy sosna z dziuplami. Czy ja naprawdę byłem w tych miejscach? Zdaje się, że zamiast zajmować się trasą i punktami, pilnowałem widoku tylnych kół bikerów jadących z przodu. PK52 (14:29) - Kupka kamieni; PK66 (14:44) - Charakterystyczna sosna z dziuplami.

moja orientacja


Bardzo szybko przychodzi wybawienie. Miejscowość Zalesiaki i niewielki sklepik tuż obok asfaltowej drogi, Lodówka nie działa, zimnych napojów brak. Nie szkodzi wszystko w tym sklepie jest znacznie zimniejsze od resztek wody w bidonach. Napoje są ważne ale jeszcze ważniejsze są klucze do znajdującej się obok łazienki. Woda leje się na głowę. Woda zwilża koszulki. Ciało osiąga akceptowalną temperaturę. Kryzys cieplny mija. Popołudniowe godziny i bardzo wolno obniżająca się temperatura sprawią, że nie odrodzi się w tak silnej postaci. Właściciel sklepu opowiada o "jakiejś rowerowej imprezie" sprzed 2 tygodni i licznej grupie rowerzystów, którzy go wtedy odwiedzili. Wiem, sam w niej brałem udział. Zalesiaki (14:49-14:58).

Do upływu limitu czasu pozostały tylko/aż (nieporzebne skreœlić) 3 godziny. Trzeba mocno kombinować, które punktu odpuścić a które zaliczyć, by końcowy bilans był jak najlepszy. Zasada jaką wybrali "moi" nawigatorzy wydaje się prosta, jedziemy do wartościowych punktów znajdujących się blisko przejezdnych asfaltowych i szutrowych dróg. W ten sposób odpadają punkty położone po przeciwnej stronie Warty na wschodzie mapy.

Na początek trywialne do odnalezienia położone nad Wartą ruiny. PK58 (15:04) - Ruina. Kładka nad Wartą. Odnalezienie odpowiedniego miejsca w znajdującym się w pobliżu szutrowej drogi jarze okazuje się wyzwaniem. Nie pomaga fakt, że jak zwykle rozdzielamy się i przeszukujemy znaczną część słabo zarośniętego lasu. W miejscu gdzie "powinien być" punkt po prostu go nie ma. Ktoś wpada, żeby poszukać po przeciwnej stronie szerokiego wąwozu. Bingo. Od razu trafiamy na odpowiedni, rozgałęziający się nieco wyżej jar. PK74 (15:25) - Rozwidlenie jarów 15:15.

Trudności z odnalezieniem jaru to dopiero zapowiedź poważniejszych kłopotów. Brzeg jeziorka gdzieś w rosnących na znajdujących się uprzednio polach kilkunastoletnich lasach. Na rozświetleniu mapy widać kilka równoległych kiepsko widocznych w terenie nie używanych dróżek. Która z tych napotkanych w terenie jest tą właściwą? Rozchodzimy się w różne strony w poszukiwaniu lampionu. Dla 4 osób nie powinien to być duży problem, bajorko to nie igła w stogu siana. Nie powinien, pod warunkiem, że szuka się w odpowiednim miejscu. Ponowna próba w najbliższej równoległej dróżce szybko kończy się powodzeniem. Poszukiwanie lampionu "kosztuje" nas prawie 20 minut. PK92 (15:42-16:01) - Brzeg bajorka.

poszkiwania bajorka


Ponownie przekraczamy rzekę. Kalwarię w Wąsoszu poznałem podczas rozstawiania punktów na trasie którejś edycji Bikeorientu. Co prawda była noc, do dyspozycji miałem jedynie laserową mapę LIDAR, to nic nie tłumaczy dlaczego wtedy nie znalazłem kapliczki przy której powinienem powiesić lampion. Dzisiaj do odnalezienia mamy ukryty gdzieś w lesie bunkier. Czy będzie to łatwiejsze zadanie? Po prawie dziesięciu minutach bezowocnych poszukiwań poddajemy się. Pozostaje telefon do Grzesia, który budował trasę i rozwieszał lampiony. Prosta sprawa. Mniej więcej w połowie polnej drogi na granicy pól i młodnika mamy wejść w ten młodnik. Po kilkudziesięciu metrach znajdziemy ukrytą w ziemi jednoosobową betonową osłonę. Ciekawe czy był zawodnik, który odnalazł tak ukryte miejsce samodzielnie. PK88 (16:22-16:32) - Kochbunkier. Znajdująca się kilka kilometrów dalej bliźniacza budowla w łatwiej przebieżnym bo porośniętym krzakami terenie wpada bez dłuższych poszukiwań. PK86 (16:46) - Kochbunkier.

Wjeżdżamy w las, którego pokonanie sprawiło problem kiedy poprzedniego dnia razem z Piotrkiem jechałem do bazy. Teraz zadanie jest trudniejsze, bo dodatkowo trzeba będzie znaleźć ukryty w tym lesie punkt. Drogi w terenie niekoniecznie zgadzają się z tymi na mapie. Bez przekonania przeszukujemy napotkane niewielkie załamanie terenu. Nikt nie ma pewności czy tak powinien wyglądać parów. Ponownie Krzysiek pochyla się uważnie nad mapą i po chwili zastanowienia prowadzi kilkaset metrów dalej. To na pewno jest parów i to jest poszukiwane przez nas miejsce. PK98 (17:04) - Parów, karpa.

Problemy z odnalezieniem punktów sprawiają, że do zakończenia limitu czasu pozostała już tylko godzina. Każdy jadąc główkuje, co jeszcze można zaliczyć i czy warto pojechać na któryś z dodatkowych punktów zdobywają punkty, które wynagrodzą ewentualne kary za spóźnienie. Czas szybko się kurczy. Dodatkowe minuty tracimy odnajdując cenny punkt dopiero za drugim podejściem. PK87 (17:30) - Kikut.

W końcówce wybór wariantów jest raczej skromny. Burza mózgu kończy się na tym, że rezygnujemy z zaliczenia podobno "trudnego" PK60. Zjazd do niewygodnie położonego (po przeciwnej stronie Liswarty) PK21 może nie wynagrodzić ewentualnego spóźnienia. Zaliczamy położony w lesie PK42 (17:50) - Skraj zagłębienia terenu i na asfaltowej drodze walczymy z czasem by zdążyć w limicie dotrzeć do bazy i nie załapać dodatkowych punktów karnych. Metę osiągamy na 2-3 minuty przed czasem. Zresztą jako jedyni. Meta 18:07.

Bilans osiągnięć to 33 punkty kontrolne, 2260 punktów przeliczeniowych. Taki dorobek pozwolił na osiągnięcie 7 miejsca. Pierwsza trójka była poza zasięgiem. Trochę więcej szczęścia w końcówce dawało szansę na 4 pozycję do której zabrakło zaledwie 64 punktów. Wiem, nie powinienem narzekać. Moi koledzy jechali rajd na orientację, a ja zwykły terenowy maraton i mój wkład w osiągnięty wynik zbliżony jest do zera. Dzięki chłopaki.


Statystyka:

Dystans - 135,8 km
Czas trasy - 9:57
Czas jazdy - 7:21
Postoje - 2:36 (w tym piesze poszukiwanie punktów)
Prędkość śr. - 18,5 km/godz.
Zaliczone punkty - 33 z 73
Punkty przeliczeniowe - 2260 (z 4110)
Miejsce - 7 z 48

MAPY

trasa na RWGPS



Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com

powrót