O wyższości orientacji nad siłą

XLVI EKSTREMALNY RAJD NA ORIENTACJĘ "Harpagan 46"
Kwidzyń, 18-20.10.2013 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót

fot. Darecki, Krzysztof Świetlik


Jesienny Harpagan, - ta gorsza, bardziej ponura edycja kultowej imprezy. Start rajdu odbywa się w kompletnych ciemnościach, limit czasu kończy się - a więc i powrót na metę odbywa się - również w ciemnościach prawie godzinę po zachodzie słońca. Tym razem baza rajdu znajduje się w Kwidzyniu a obszar, na którym będziemy rywalizować znajduje się podobnie jak podczas Harpagana w Elblągu po wschodniej stronie Wisły. Zapowiada się szybka trasa. To tu przed kilkunastu laty Andrzej Chorab pokonując 260 km nie zdobył tytułu. Zastanawiam się - podobnie jak prawie każdy przed startem - na jakim obszarze będziemy rywalizować, czy mapa będzie ułożona poziomo czy pionowo, które obszary obejmie. Przejazd na drugi zachodni brzeg Wisły wydaje się mało prawdopodobny.



Tym razem na starcie mam trochę szczęścia. Z numerem 1101 staję jako pierwszy w kolejce do punktu rozdawania map. Szybko ogarniam rozmieszczenie punktów na mapie. Przy planowaniu trasy muszę uwzględnić prognozowany kierunek wiatru - do bazy chcę wracać z wiatrem czyli z dolnej, południowej strony mapy. Na początek zaliczę odnajdę 3 punkty umieszczone w miejscu w którym nikt się ich nie spodziewał, czyli lewym brzegu rzeki. Później punkty będę zgarniał zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Chwilę po sygnale ruszam na trasę. Po chwili jazdy na północ próbuję sprawnie przebić się przez miasto. Tej właściwej ulicy w Kwidzyniu nie znajduję więc nieco kluczę ale po chwili jestem już na jego skraju. Jadę drogą wśród łąk do Korzeniewa. Wszystko spowija gęsta, nasycona wodą mgła. Temperatura oscyluje wokół zera, mgła skrapla się na kasku, okularach i skapuje na mapę.

Kiedy wraz z napotkanym bikerem docieram nad rzekę okazuje się, że istniejącego tu kiedyś mostu już nie ma (w panujących warunkach małe czerwone krzyżyki naniesione na mapę przez organizatorów umknęły mojej uwadze). Krótki, szybki dojazd z wiatrem w kierunki jedynego w tej okolicy nowego mostu na Wiśle. Po przekroczeniu rzeki ruszam na południe. Z bocznej gruntowej drogi wyskakuje kilku zawodników. Chociaż nie śledziłem uważnie mapy, to teraz wiem, że gdzieś na końcu tej drogi znajduje się jeden z punktów kontrolnych. Szutrową drogą między polami i przez las leśną drogą wspinam się na niewielkie wzniesienie. Z przeciwnej strony nadjeżdżają kolejni zawodnicy. Mój "sprawny" dojazd na pierwszy punkt wcale nie był optymalnym. Najlepsi byli tu już 10 minut przede mną. PK9 - PÓLKO - izba leśna. (godz. 7:10 - 40 min od startu).

Szalony zjazd w dół i kontynuuję jazdę do położonego na południu PK17. Próbuję namierzać się od skraju lasu. Kiedy grono poszukiwaczy punktu powiększa się, oddaję prowadzenie moim wydawałoby się bardziej doświadczonych kolegów. Zaczynamy błądzić, sprawdzać kolejne dróżki, wycofywać się. Za którymś kolejnym razem trafiamy na odpowiednią przecinkę. Na jej końcu trafiamy na szerszą drogą i dzielimy się, większość jedzie na południe. Mój instynkt wskazuje przeciwny kierunek. Po kilkuset metrach razem z Markiem Pachulskim jesteśmy już przy namiocie i przed stacją zapisującą na posiadanym chipie, czas przybycia na punkt. PK17 - WIOSŁO - skrzyżowanie dróg (godz 7:53 - 44 min. od poprzedniego punktu).



Odnalezienie punktu to połowa sukcesu (tym razem bardziej odpowiednim określeniem jest - połowa porażki). Przede mną zadanie szybkiego opuszczenia punktu. Twarda droga w kierunku północnym wprost zaprasza do jazdy. Po kilkuset metrach jest to już nieco podmokła i rozmiękła droga, chwilę dalej ścieżka przez łąkę. Brzeg Wisły. O istnieniu jakiejkolwiek dalszej ścieżki przez chwasty rosnące wzdłuż rzeki można by już dyskutować. Chyba, że przyjmiemy definicję ścieżki Wigora - "ścieżka powstaje już po przejściu jednej osoby". Razem z innymi zawodnikami przedzieramy się wzdłuż brzegu.

Ktoś wpada na pomysł opuszczenia trudnego do pokonania odcinka wzdłuż brzegu rzeki i przedostanie się do idącej równolegle leśnej drogi - przecież ta nie jest daleko. Daleko nie jest, jednak od drogi oddziela nas wysoka i stroma skarpa. Z trudnością pokonuję pierwszy ociekający wodą fragment. Raz za razem tracę uzyskaną wysokość zsuwając się wraz z zalegającym niewielki żlebik błotem. Co chwila zatrzymuję się by uspokoić oddech. Dalej nie jest wcale mniej stromo i bardziej sucho jednak trawersuję zbocze korzystając ze ścieżek wydeptanych w tym miejscu przez dziką zwierzynę. Wreszcie skarpa się kończy i przede mną ukazuje się zwyczajny płaski las. Mam szczęście bo wychodzę nieopodal leśnej przecinki. Wspólnie z Piotrkiem Banaszkiewiczem, który gdzieś obok mnie pokonywał tę samą stromiznę będziemy zaliczali kolejne punkty. Jazda asfaltową drogą z wiatrem wiejącym w plecy to wyjątkowo przyjemny sposób zaliczenia kolejnego prostego punktu. PK10 - TYMAWA - rozwidlenie dróg (8:47 - 54). Zaliczenie 3 punktów w ciągu ponad 2 godzin nie jest satysfakcjonującym osiągnięciem. Pomimo, że od wschodu słońca minęło już kilka godzin jest mglisto, wilgotno, ponuro. Temperatura skoczyła raptem do plus 1 st. C.



Kolejny punkt znajduje się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Niestety znajduje się na przeciwległym brzegu rzeki. Aby pokonać rzekę trzeba wrócić do jedynego mostu. Czeka nas długi kilkunastokilometrowy, na szczęście asfaltowy odcinek spokojnej jazdy. Mijamy uczestników nadjeżdżających z przeciwnej strony. Jadąc w kierunku PK6 dyskutujemy o kolejności zaliczania punktów. Moja propozycja zakłada pominięcie mało wartościowego PK8 i zaliczenie punktów w kolejności 18/14/2. Piotrek przekonuje, że jeszcze za wcześnie by cokolwiek odpuszczać, że jeszcze straty można odrobić. Chociaż decyzję odkładamy do zaliczenia najbliższego punktu powoli daję się przekonać. PK6 - JANOWO - miejsce widokowe (9:36 - 49).

Asfaltowa droga, szutrówka wzdłuż torów kolejowych. Nie odnajdujemy zaznaczonej na mapie leśnej drogi. Wracamy więc do mijanej chwilę wcześniej, odchodzącej na skos drogi. Wspólnymi siłami udaje się nam uniknąć błędu i sprawnie zaliczyć PK8 - BRACHLEWO - Stajnia leśna (10:13 - 36). Ponieważ opuściliśmy dolinę Wisły mgła powoli rozprasza się. Przez postrzępione chmury zacznie prześwitywać słońce.

Prosty dojazd i bezproblemowe zaliczenie następnego punktu. PK14 - BOROWY MŁYN - droga leśna (10:44 - 31). Kolejnego punktu na skrzyżowaniu leśnych dróg. Mamy szczęście, że budowniczym trasy był Karol, ta budowana przez Bartka byłaby dużo trudniejsza. Jadąc zastanawiam się jak dużo osób pokona całą trasę. Przy tak prostych punktach wysyp "Harpaganów" powinien być rekordowy.



Krótki asfaltowy odcinek drogi. Wiatr w plecy. Stromy zjazd w dół. W rekordowym czasie 22 minut osiągamy PK18 -BIAŁA GÓRA - parking leśny (11:06 - 22). Na punkcie odpoczywa kilkunastu bikerów z turystycznej 100-tki. Rzucam okiem na wysokie imponujące ceglane budowle hydrotechniczne. Po chwili potrzebnej na potwierdzenie obecności na punkcie ruszamy dalej.

Długa droga przez las. Przez kolejne kilometry będziemy jechać razem z legendą Harpagana Darkiem Korsakiem oraz towarzyszącym mu Albertem Zwolińskim z Elbląga. "Przedzieramy się" opłotkami Sztumu. Przejazd przez miasta nie jest moim najmocniejszym punktem więc przezornie trzymam się z tyłu. Skręcamy na północ czyli prosto pod wiatr. Punkt odnajdujemy w niewielkim lasku pomiędzy polami. PK4 POSTOLIN - rozwidlenie dróg (11:49 - 43).

Kolejny odcinek wietrznych dróg. W jeździe pod wiatr czuję się doskonale więc nie oddaję prowadzenia nawet na chwilę. Jeszcze kilkaset metrów leśnej drogi i do swoich osiągnięć możemy dopisać PK20 MIKOŁAJKI - rozwidlenie dróg (12:31 - 42). Właśnie minęła 6 godzina - czyli półmetek zmagań. Mamy zaliczone 9 z 20 punktów kontrolnych. O ile więcej uda się pomnożyć nasz dotychczasowy dorobek?

Przed nami odcinek gruntowej drogi między polami. Upierdliwy boczny wiatr, lekko pofałdowany teren i niezbyt równe podłoże. W tych warunkach Piotrka dopada kryzys. Ruszam za jadącymi z przodu Dareckim i Albertem. Z głównej drogi przez las skręcam w leśną dróżkę z wyraźnie odciśniętymi w trawie śladami opon pozostawionych przez poprzedników. W 90% przypadków taki ślad powinien doprowadzić na miejsce gdzie położony jest punkt kontrolny. Z przeciwnej strony nadjeżdża Darecki, który nie dotarł do położonego w lesie punktu. Trudno nie wierzyć dobremu orientaliście i dobremu znajomemu. Rozpoczynamy poszukiwania. Innej drogi nie udaje się odnaleźć. Wreszcie wjeżdżamy w las pierwszą napotkaną drogą od wschodu. Po chwili jesteśmy na ścieżce z której poprzednio zawróciliśmy. Punkt odnajduje się zaledwie 200 m dalej. PK12 ORUKSZ - rozwidlenie dróg - 13:25 (54). Do jadącego dużo wolniej Piotrka tracę tu 12 minut.

Dystans dzielący mnie od kolejnego punktu pokonam wspólnie z Darkiem i Albertem. Tym razem od uporczywego wiatru chroni nas las. Punkt nie wymaga właściwie żadnych poszukiwań, więc zaliczam kolejny, szybki, 26 minutowy przelot pomiędzy punktami. PK16 SZADOWSKI MŁYN - parking leśny - 13:50 (26).

Darek pozostaje na punkcie, ja po krótkiej pogoni dołączam do Grzegorza Grabowskiego znajomego z Łodzi, zwyciężczyni w kategorii kobiet Ani Œwierkowicz i Roberta Jarzynki. Współpraca pomaga pokonać kilkukilometrowy odcinek asfaltowej drogi na południe czyli prosto pod wiatr. Tym razem bez dłuższego namysłu skręcam po śladach odciśniętych przez zawodników, którzy już pokonali ten odcinek przede mną. Niepozorna leśna droga powoli zanika. Wyjeżdżamy na pozbawiony starych drzew grzbiet. Po lewej stronie rozpościera się widok na dolinkę ograniczoną z przeciwnej stronie pasami pól. W dole, na skraju lasu w oczy rzuca się kolorowy namiot. Najkrótszą trasą pomiędzy porośniętym wysoką trawą młodnikiem zbiegam w dół. Wsiadam na rower i po chwili melduję się na punkcie. PK3 - PAWLICE - skraj lasu - 14:23 (33).



Docieram do drogi przez pola, która wydaje się najpewniejszym sposobem dotarcia do punktu. Pokonanie tej najkrótszej drogi nie jest łatwa. Szybka jazda głębokimi mokrymi koleinami wymaga umiejętności oraz skupienia. Najmniejszy błąd grozi upadkiem. W lesie na chwilę tracę orientację i mijam właściwą drogę. Po kilku minutach jestem jednak na miejscu. PK15 - MORAWY - rozwidlenie dróg 14:52 (29).

Po krótkiej chwili, razem z ponownie napotkanym Piotrkiem, opuszczam zaliczony punkt. Niepomny dotychczasowych złych doświadczeń postaram się przechytrzyć starego wygę. Najkrótszą drogą wzdłuż wschodniego brzegu jeziora błyskawicznie dotrę do asfaltowej drogi. Stąd szybko i wygodnie dotrę do punktu. Wkrótce dobra szutrowa droga kończy się, mijam ostatnie letniskowe domki. Zjeżdżam w kierunku jeziora, które nieoczekiwanie pojawia się również od wschodniej strony. Gdzie jestem!?! Przecież jadąc tą drogą powinienem je mijać po przeciwnej stronie. Spojrzenie na mapę wyjaśnia wszystko. To nie była droga widoczna na mapie.

Z znalazłem się po niewłaściwej zachodniej stronie jeziora, na wąskim przesmyku pomiędzy jeziorami. Chyba rozum mi odjęło do końca. Zamiast jak najszybciej zawrócić i naprawić popełniony błąd brnę dalej. Chociaż przede mną nie ma nawet śladu drogi czy chociażby śladu jakiejkolwiek ścieżki nie wycofuję się. Przedzieram się przez porastające przesmyk krzaki. Kiedy ta przeszkoda kończy się, pojawiają się rozległe pola. Prowadzę rower wzdłuż zaoranych pól w kierunku widocznych gdzieś w oddali na skraju pól budynków. Tam jest cywilizacja. Tam musi być droga. Potwornie zmęczony wsiadam na rower. PK11 - JEZ RÓŻANY 15:39 (47). Na własne życzenie do Piotrka tracę kolejne 15 minut - jakże ważne dla ostatecznego wyniku na mecie.

Wracam na asfaltową drogę. Widząc, że jadący przede mną zawodnicy skręcają w kierunku Czarne Mł. wybieram tą samą drogę. Sprawnie docieram do drogi biegnącej na południe od punktu. Jadę przecinką w kierunku punktu. Kiedy ta kończy się w środku lasu, jadę lub prowadzę rower w poprzek lasu. Wreszcie jest poprzeczna leśna droga przy której powinien znajdować się punkt. Kilkadziesiąt metrów dalej widzę kolorowe sylwetki orientalistów. PK7 - CZARNE MAŁE - skrzyżowanie przecinek 16:20 (41).

Do upływu limitu czasu pozostały 2 godziny. Mam jeszcze szansę na zaliczenie ostatnich dwóch punktów. Po pokonaniu odcinka asfaltowego skręcam w boczną drogę na granicy lasu i pól. Starannie kontrolując kierunek poruszania udaje mi się "nie wypaść" z właściwej, zmieniającej swój wygląd i nieco meandrującej drogi. Mijam wpychającego rower pod górkę Tomka Koniecznego by po chwili odnaleźć namiot punktu kontrolnego. PK19 -WIELKI WEŁCZ - skrzyżowanie przecinek 17:10 (50). W tym momencie do Piotrka tracę jedynie 7 minut. Grupa Grzegorza była w tym miejscu 6 minut przede mną. Oni przed powrotem na metę zdołają zaliczyć jeszcze jeden tłusty punkt. Ja? Cóż. Do końca imprezy pozostało 80 minut więc wszystko jeszcze jest możliwe.

Mając na uwadze miejscami piaszczystą drogę, którą tu przybyłem, mając przed oczyma widok Tomka z trudnością "wdrapującego się" na pagórek postanawiam ominąć te niedogodności. Wybieram drogę na południe, która szybciej doprowadzi mnie do asfaltu. Miało być szybko i przyjemnie, są piaski, są podjazdy, jest prowadzenie roweru, wreszcie zgubienie właściwej drogi. To nie był optymalny wariant. Moi poprzednicy wybrali drogi na zachód i północ, szybko i najkrótszą drogą docierając do PK13.



Wreszcie opuszczam las. Ilość czasu stopniała do 60 minut. O zaliczeniu PK13 mogę już zapomnieć. Do mety pozostało 20 km i trzeba się skupić by dotrzeć tam bez kar czasowych. Pomimo 200 km jakie mam w nogach czuję się dobrze. Mocno naciskam na pedały. Prawidłowo wybrana kolejność zaliczanie punktów a w związku z tym powrót z wiatrem powoduje, że linię mety mijam na spokojnie, umieszczając chip w stacji dokującej na 7 minut przed czasem. Meta (18:23 - 73).

Najlepszym porównaniem siły i orientacji są osiągnięte wyniki: Grzegorz z 56 punktami zajął 12 pozycję, Piotrek z 55 pkt (spóźniony 1 min. - kara czasowa) był 15. Mój wynik - 52 pkt to odpowiednio 21 pozycja. Wypada dodać kilka słów o najlepszych zawodnikach i zdobywców tytułu Harpagana. Na trasie o tak prostych punktach kontrolnych nie powinno ich przecież zabraknąć. Nie powinno a jednak zabrakło. Pomimo, że jak przed laty zwycięzcy pokonali 260 km.

Dlaczego? Okazuje się, że najlepsi też potrafią popełniać błędy. Jak to napisał na forum Grześ "Zadecydowały błędy wariantowe, nawigacyjne lub sprzętowe. Ktoś nie zauważył punktu na krawędzi mapy, ktoś wybrał mało optymalny wariant, ktoś inny wtopił wyjątkowo dużo czasu pomiędzy punktami, kogoś zmogła niesprzyjająca pogoda, czy wreszcie ktoś stracił czas na łatanie dętki. O tych którym brakło pary w nogach nawet nie wspominam. Fakt pozostaje faktem - Kwidzyń pozostał niezdobyty.



B>Statystyka:

Dystans - 222,8 km
Czas trasy - 11:53
Efektywny czas jazdy - 11:13
Przestoje - 40 min.
Prędkość średnia - 19,86 km/godz.
Prędkość maksymalna - 48,3 km/godz.
Punkty kontrolne - 16
Punkty przeliczeniowe - 52
Miejsce - 21
Zaliczone PK - 9, 17, 10, 6, 8, 14, 18, 4, 20, 12, 16, 3, 15, 11, 7, 19
Niezaliczone PK - 1, 2, 5, 13

Łódź, 2013 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 1101
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót