.
Chojna, 20-21 czerwca 2015 r.
(relacja)
fot. Wojtek Paszkowski
Tradycyjnie już na maraton Grassor wybieram się pociągiem. W Chojnie, niewielkim miasteczku, leżącym nieopodal granicznej rzeki Odry jestem na kilka godzin przed otwarciem bazy. Mam czas by spokojnie rozejrzeć się po mieście. Oglądam zabytkową zabudowę. Jadę wzdłuż zniszczonych, średniowiecznych murów. Wreszcie robię ostatnie zakupy i ruszam do szkoły położonej na odległym o ponad 2 km osiedlu Lotnisko. Koszarowa zabudowa jest tu charakterystyczna dla miejsc, w których nie tak dawno stacjonowały wojska radzieckie.
Rozlokowuję się w szkole i ruszam w teren. Kilkaset metrów dalej odkrywam pierwszy obsypany ziemią i zamaskowany rosnąca na nim trawą hangar. Z drugiej strony zaczynają się zarastające trawą i zniszczone pasy startowe. Dalej rozrzucone w lesie kolejne hangary. Na dwóch z nich zachowały się oryginalne żelbetonowe wrota o żelbetonowych ścianach grubości ok. 1,5 metra. Mogę jedynie przypuszczać, że ten fantastyczny teren zostanie wykorzystany w jutrzejszym prologu.
Na kilkanaście minut przed startem zaczyna się odprawa. Na Grassorze to niemal obowiązkowy punkt programu. Tu można dowiedzieć się szczegółów nieuwzględnionych w opisie punktów, czy niewidocznych na mapie. Wreszcie najbardziej oczekiwany moment - rozdanie map. Każdy dostaje: 1) mapę prologu z 17 punktami kontrolnymi (PK) każdy o wartości 5 punktów przeliczeniowych, 2) opis 31 PK trasy głównej, tym razem o zmiennej wartości 30-60 pkt., 3) mapę główną z zaznaczonymi 4 punktami (pozostałe będziemy "odkrywać" dopiero podczas jazdy), mapa uzupełniona jest o rozświetlenia niektórych punktów.
odprawa
trasa prologu
Jak się okaże kartę prologu sprawdziłem niezbyt dokładnie. Od spotkanych na dalszej trasie zawodników dowiem się, że nie zaliczyłem jednego z rozmieszczonych w mieście punktów. Ten błąd nie jest szczególnie dotkliwy (5 pkt). Ważniejsze jest to, że w pośpiechu nie zauważam, że tuż za lotniskiem znajduje się PK5 z trasy głównej. Ten punkt zaliczyli na początku niemal wszyscy startujący zawodnicy.
Po tej rozgrzewce. Samotnie ruszam na dalszą trasę. Z czterech ujawnionych na mapie punktów wybieram PK12. Na tym punkcie dowiem się jakie punkty znajdują się na górze mapy. Ciemne chmury odsuwają się na północ pozostawiając zmoczony asfalt. Precyzyjnie odmierzam odległości. Asfalt, most, droga przez łąki. Skręcam (zbyt wcześnie) w las. Kierunek nie za bardzo się zgadza, po widocznej na mapie drodze nie ma najmniejszego śladu. Przedzieram się przez bujną roślinność porastających las. Wreszcie docieram do leśnej drogi. Która to droga? Gdzie ja jestem? Chwilę kręcę się po okolicy, by zrezygnowany wrócić do punktu wyjścia (skraj łąki). Porażka mocno podkopuje wiarę we własne siły.
zamotany na PK12
PK12
Kolejne punkty będę pokonywał +/- zgodnie ze wskazówkami zegara. Opuszczam las i jadę na wschód. Bez problemu pokonuję kolejne odcinki drogi dzielącej mnie od punktu. Odmierzanie na ostatniej przecince wydaje się zbyteczne. Po chwili poszukiwań punktu nad bagienkiem wiem, że jestem trochę zbyt daleko. Zawracam i po raz kolejny spotykam jadących wolniej ale sprawniej odnajdujących punkty Tomka i Wojtka. PK23 (30) - Skrzyżowanie przecinek, brzoza ok.2m na północ - 16:26 (54).
Dłuższą chwilę jedziemy razem. W końcówce ponownie próbuję samodzielnie nawigować. Odmierzanie odległości i pilnowanie wskazań kompasu na niewiele się przydają. Skorelowanie mapy i jej rozświetlenia nie jest wcale dla mnie takie oczywiste. Przekonany, że jadę prawidłowo w kierunku punktu skręcam w leśną drogę na wschód. Na podjeździe wyprzedzają mnie Tomalos i Łukasik. Przez chwilę rozmawiamy o punkcie, do którego właśnie jadę. Za żart uznaję twierdzenie, że punkt znajduję się w zupełnie innym miejscu. By ostatecznie mnie przekonać Tomalos wyciąga kartę startową by pokazać zaliczony punkt. Tu czeka go niemiła niespodzianka. Na karcie jest wpisany czas ale brakuje perforacji. Mam szczęście, na wyjątkowo wartościowy punkt pojadę z przewodnikiem. PK28 (50) - Początek jaru - 17:25 (59) Razem z nami na punkt dociera Rafał.
Na dziś to już koniec moich samodzielnych poczynań. Postanowienie by po raz pierwszy samodzielnie zaliczyć jakiś punkt w nocy trzeba chyba odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Szybka jazda nie przynosi spodziewanego efektu. Zwalniam, by dostosować się do tempa poruszania się Tomka i Wojtka. Razem z tymi doskonałymi orientalistami pokonam całą trasę. Na początek PK20 (30) - Szczyt górki na przecince - 18:14 (49). Mało charakterystyczny zaliczony bez poszukiwań punkt nie pozostawia śladu w mojej pamięci.
przejazd na PK21
poszukiwania PK21
Przed nami ciężka przeprawa ale wycofanie się do niepewnych leśnych dróg nie wydaje się dobrą alternatywą. Jęczmień sięga powyżej kierownicy i wielokrotnie pochyla się do środka koleiny spowalniając jazdę. Ruszam przodem. Wąska - przycięta do warunków miejskich kierownica i spiczasta, rozpychająca na boki zbożowe łodygi lemondka pozwala w miarę bezboleśnie pokonywać opór natury. Zbożowe łany wydają się nie mieć końca. Wreszcie jest długo wyczekiwana poprzeczna droga przez pola. Zatrzymujemy się przed dalszą jazdą, przecież zasłużyliśmy na chwilę oddechu. Po kilkuminutowym posiłku ruszamy dalej. Dobrymi, twardymi drogami szybko docieramy na miejsce. Zatrzymujemy się i porzucamy rowery nieco za daleko. Po dłuższym przedzieraniu się przez gęste krzaki skrajem skarpy nad rzeką Rurzycą odnajdujemy PK2 (40) - Skarpa, pochyłe drzewo - 20:38 (78).
Powoli zbliża się noc. Coraz bardziej naglącym problemem jest uzupełnienie zapasów jedzenia i picia. Z wcześniejszych doświadczeń wiem, że napotkanie na wsi otwartego o tak późnej porze sklepu jest niemal niemożliwe. W planach mamy zjazd do miejscowości Trzcińsko, gdzie powinna być otwarta stacja benzynowa. Mamy wielkiego farta. Kiedy rozpędzeni mijamy jedną z miejscowości (bodajże Kamienny Jaz) widzę otwarty sklep. Niemożliwe staje się faktem. Uzupełniamy zapasy wody. Posilamy. Odpowiadamy na pytania coraz bardziej zdziwionych klientów sklepu. Sklep stanowi tu miejsce towarzyskich spotkań nie tylko w męskim gronie i jest otwarty do godziny 23.
Zaopatrzeni na całą noc, a nawet na cały czas rajdu ruszamy dalej. Warunki atmosferyczne sprawiają, że w czasie całodobowej jazdy zużywam jedynie 4,5 litra napojów. Na kolejnym rozwidleniu dróg chwilę dyskutujemy nad wyborem trasy. Wybieramy jazdę "drogą techniczną". Tym razem do pokonania jest pole obsiane rzepakiem. Miękkawe podłoże dodatkowo utrudnia jazdę. Kilkaset metrów dalej Wojtek zauważa, że skręciliśmy na zachód. To nie był dobry wybór. Powrót i jazda odrzuconym początkowo wariantem. Odnalezienie punktu nie sprawia większych trudności. PK11 (40) - Rozwidlenie dróg, drzewo 5 m na południe - 22:11 (93).
Powoli ściemnia się. Czas na uruchomienie oświetlenia. Niemiła niespodzianka. Zalana wodą czołówka na kasku odmawia posłuszeństwa. Normalnie świecąca w 3 trybach: mocnym, normalnym i mrugającym teraz mruga z nieregularną częstotliwością. Dłuższe i krótsze sygnały. Czyżby próbowała mi w ten sposób coś przekazać? Alfabet Morsea nie jest moją najmocniejszą stroną. Nie można jej nawet wyłączyć. "Czytanie mapy" w takich warunkach staje się mocno problematyczne. Jedziemy w kierunku najbliższego punktu. Pomiędzy drzewami prześwituje tafla wody. Chwilę szukamy przesmyku pomiędzy jeziorami. Nieco dalej odnajdujemy PK1 (30) - Przesmyk, drzewo na zachodnim brzegu rowu - 23:00 (49).
Czas na najbardziej wartościowy punkt na trasie (60 pkt) - punkt którego nie warto odpuścić. Zgodnie z radami napotkanego wcześniej bikera - prawdopodobnie Piotrka, zwycięzcy "trasy rekreacyjnej" rowery pozostawiamy na skraju pola zarośniętego rzepakiem. Kilkaset metrów dzielących nas od punktu pokonamy pieszo. Nocne przeciskanie się rowerem pomiędzy dorodnymi łodygami nie byłoby najszczęśliwszym rozwiązaniem. Wydeptana w trawie na przeciwległym skraju pola ścieżynka wskazuje gdzie należy szukać lampionu. PK15 (60) - Północny skraj bagna, dojazd tylko drogą techniczną po polu wzdłuż północnej krawędzi lasu - 23:54 (54). Za chwilę minie pierwsze 12 godzin jazdy.
Na liczniku mam 135 km i zdobyte 10 punktów kontrolnych. Tomek i Wojtek mają w dorobku o 1 punkt więcej. Opuszczamy nieprzyjazne pole. Przedzierający się z przodu Tomek trzyma wzniesione w górę ręce - chyba w geście zwycięzcy. Pilnowanie odległości i kierunku w łatwy sposób doprowadza nas w okolice następnego punktu. Mój udział w nawigacji staje się mniej niż symboliczny. Kolejne spojrzenie na miejsce w którym zwykle mam licznik nie napotyka już tego urządzenia (po powrocie na metę odzyskuję, spisany już na straty gadżet - leżał na PK1). Rozświetlenie punktu pozwala wybrać jedną z dwóch odległych zaledwie o kilkadziesiąt metrów przecinkę. Wymieniony w opisie słupek oddziałowy jest mocno ukryty w trawie. PK18 (30) - Skrzyżowanie przecinek, drzewo ok. 2m na północ od słupka - 0:56 (62).
Podążamy na wschód do miejsca tak oczywistego jak ukryty w lesie cmentarz. Na jego środku odnajdziemy drzewo z punktem kontrolnym. Dojazd wydaje się banalny. Tylko na miejscu nie ma śladu żadnego cmentarza. Przed nami gęsty dorodny młodnik. Zaglądamy obok na niewielki teren ogrodzony wysokim murem. Tu nie ma żadnego drzewa, nie ma też żadnych nagrobków czy innych cmentarnych śladów. Schodzimy w dół wzdłuż ogrodzonego młodnika. Próbuje bezskutecznie przekonać moich kolegów, że żaden cmentarz na takiej pochyłości nie może się znajdować. Wreszcie dołączam do długich poszukiwań. Wracamy do ostatniego charakterystycznego miejsca by ponownie się namierzyć. Wracamy w miejsce w którym spędziliśmy już dużo czasu. To musi być tu. Jeszcze raz wchodzę za ogrodzenie, idę do przeciwległej "ściany" znowu nic nie znajdując. Wreszcie Tomek odnajduje drzewo z lampionem tuż przy "cmentarnym" murze. W jaki sposób ja go nie zauważyłem? PK29 (30) - Stary cmentarz, drzewo w środku - 2:13 (77). Chwilę później nadjeżdża Marcin z Łukaszem. Oni już nie muszą szukać.
Kolejne "odkrywane" na mapie punkty nieustannie weryfikują naszą trasę. Wcześniej już zrezygnowaliśmy z PK26 i PK31, teraz z boku pozostawimy PK24. Przed nami dłuższy przejazd i kolejny punkt, który nie pozostawił żadnego śladu w mojej pamięci. PK22 (40) - Zakręt suchego rowu, na dole - 3:25 (72).
Z przodu pojawiają się i szybko zbliżają w naszym kierunku dwa oślepiające, halogenowe punkciki. Ten znajomy widok mógłbym obstawiać w ciemno ... nadjeżdża Paweł. Asfaltowe drogi doprowadzają nas do punktu położonego na dolnym skraju mapy. Wszystko się zgadza - do czasu. Na rozwidleniu dróg wybieramy lepszą lewą odnogę. Pozostawiamy rowery przy drodze i rozpoczynamy szeroko zakrojone poszukiwania. Niby każdy wie jak wygląda jar ale lata startów na śmiejowych imprezach wyostrzyły naszą czujność. Sprawdzamy, każde najmniejsze zagłębienie terenu. Wreszcie wracamy do punktu wyjścia, czyli rozwidlenia dróg. Kompas potwierdza naszą pomyłkę. Z tej strony jaru nie trzeba długo szczególnie szukać. Samo odnalezienie punktu w jarze to już zupełnie inna sprawa. PK25 (40) - Jar, na dole - 4:41 (76).
Skończyła się najkrótsza czerwcowa noc. Teraz już wszystko powinno być łatwiejsze. Kolejny punkt -tu wystarczyło się dokładnie odmierzyć, by odnalezienie skrzyżowania prostopadłych przecinek nie stanowiło problemu. PK19 (30) - Skrzyżowanie przecinek, sosna ok. 5m na zachód - 5:25 (44).
Gdzieś na leśnej drodze przebiega przed nami stado jeleni. Później powtarzają ten manewr w przeciwnym kierunku. Gdy w innym miejscu samotne zwierzę przebiegnie mi drogę na szybkim leśnym zjeździe z przerażeniem nacisnę na hamulce spodziewając się kolejnych osobników. Opuszczamy las. To co najbardziej lubię czyli fragment idealnie równego asfaltu. Punkt znajduje się tuż obok tej drogi. Pozostawiamy rowery w rowie. Przed nami strome, upierdliwe podejście, które na tym etapie imprezy mocno daje się we znaki. PK27 (40) - Szczyt skarpy, dołek na górze - 6:16 (51).
Do zakończenia rajdu pozostało już nieco poniżej 6 godzin. Czas by powoli myśleć o zaliczeniu najbardziej opłacalnych punktów i powrót do bazy. Na początek 40-ka prosto na północ. Zatrzymujemy się obok leśnej drogi i Tomek zarządza poszukiwania. Dokładnie czeszemy las. Schodzimy nad strumyk. Obok kamiennego przepustu przedostaję się nawet na drugą jego stronę. Krzaki uniemożliwiają dalszą penetrację terenu. A byłem tak blisko. Wracamy do rowerów. Wreszcie spoglądam na mapę. Punkt powinien być na wygięciu drogi czyli nieco dalej, a może znajduje się nawet po przeciwnej stronie strumyka? Jedziemy dalej. Przekraczamy mostek. Skręcamy w drogę po przeciwnej stronie cieku wodnego. Są ślady naszych poprzedników. Chociaż ruin nie widać to rosną tu krzewy charakterystyczne dla zamieszkałych terenów. Szukamy po jednej i drugiej stronie. Są pozostałości jakichś budowli. Wreszcie są te właściwe. Z góry spoglądam na odległy zaledwie o kilka metrów przepust. Tajemnicą lasu pozostanie, dlaczego żaden z nas nie zauważył załączonego rozświetlenia tego punku. Po raz kolejny razem z nami punkt zalicza Rafał. PK16 (40) - Ruiny, w środku - 7:25 (69).
Opuszczamy las. Bardziej zurbanizowane tereny sprawiają, że jadę z przodu. Licznik nie jest niezbędnym akcesorium. Nie muszę zdawać się na orientacje moich towarzyszy. Asfaltowymi drogami objeżdżamy jezioro Moryń. Na chwilę zjeżdżamy w las by odszukać PK7 (30) - Przepust, drzewo na południe na dole - 8:11 (46).
Koniec jaru (i to za 50 punktów) źle mi się kojarzy po dzisiejszej trasie. Zupełnie niepotrzebnie. To tylko cienki pas otaczającego jezioro lasu. Bez długich poszukiwań trafiamy na właściwy wąwozik, na którego końcu znajduje się lampion. Jedyną przeszkodą jest przedarcie się pomiędzy krzakami, powalonymi drzewami i innymi leśnymi przeszkodami. PK4 (50) - Koniec jaru, drzewo 5m na zachód - 9:00 (39).
Najkrótsza prowadząca przez pola droga istnieje tylko na nieaktualnej mapie (a może jej nie zauważyliśmy). Wariant bardziej południowy nie wydaje się znacząco dłuższy. Dokładny opis pozwala uniknąć przedzierania się przez krzaki otaczające jezioro od południa. PK9 (30) - Przepust, drzewo 5m na zachód, dojazd wokół jeziora po północnej stronie - 9:41 (41).
Kiedy ponownie zanurzamy się w leśnych ostępach chętnie usuwam się na koniec grupy. Chociaż drogi nie do końca zgadzają się z mapą Tomek doskonale radzi sobie z trudnościami. W końcu las to jego miejsce pracy. Przecinka, którą wybiera doprowadza nas prosto do szlaku turystycznego. Czyli tam gdzie powinniśmy się znaleźć. Szlak powoli wznosi się. Nachylenie terenu i zaśmiecona gałęziami nieużywana leśna ścieżka uniemożliwia jazdę. Kilkaset metrów wpychania rowerów, wypłaszczenie. Wbrew obawom określenie "głazy" odpowiada ich rzeczywistej wielkości i w rzadkim lesie są widoczne już z daleka. Zaliczamy najwyżej położony punkt na naszej trasie, a może i całej trasie tegorocznego Grassora. PK8 (30) - Drzewo między głazami - 10:39 (58).
trasa
Po pokonaniu 261 km, zaliczyłem 16 (z 17) punktu prologu, 21 (z 31) punktów trasy głównej zdobywając 875 punków przeliczeniowych. Zdobyte punkty zapewniły mi 15 miejsce wśród 28 startujących. Grassor w wersji przedstawionej w tym roku jest dla mnie najciekawszym maratonem na orientację w jakim brałem ostatnio udział. Szkoda, że trudy tej imprezy (dystans, noc) skutecznie odstarszają wielu zawodników od udziału w tej fantastycznej imprezie.
Statystyka: Dystans: 261 km Czas trasy 23:23 Czas jazdy 15:56 Odpoczynek (np. bieganie bez roweru) 7:27 Średnia 16,4 Max 43,8 Wznios 1650m Zaliczone punkty: prolog 16/17, trasa 21/31 Miejsce:15
Bohaterowie relacji (w kolejności przypadkowej):
Wigor - Daniel Śmieja; Tomek - Tomasz Konieczny; Wojtek - Wojciech Hołdakowski, Paweł - Paweł Brudło; Grześ - Grzegorz Liszka; Jarek - Jarek Wieczorek, Krzysiek - Krzysztof Szawdzin; Tomalos - Tomek Zadworny; Łukasik - Łukasz Mirowski; Rafał - Rafał Jędrusik; Roman - Roman Królikowski; Piotrek - Piotr Dopierała & Marcin i Łukasz Warmowski.
Statystyka trasy:
Dystans: 261 km
Czas trasy: 23 godz. 23 min.
Czas jazdy: 15 godz. 56 min.
Odpoczynek (np.bieganie bez roweru): 7 godz. 27 min.)
Prędkość śr.: 16,4 km/godz.
Prędkość maks.: 43,8 km/godz.
Wznios: 1650 m
Zaliczone punkty: prolog 16/17; trasa 21/31
Punkty przeliczeniowe: 875
Miejsce: 15/28