A jednak na mokro
XVII DŁUGODYSTANSOWY RAJD na ORIENTACJĘ - DYMnO 2016
Nowogród k/Łomży, 13-15 maja 2016 r.

(relacja)

relacje z innych imprez
powrót


fot. Bartek Niezgódka

Stałym uczestnikom Dymna impreza ta kojarzy się z wszechobecną na trasie wodą. Bagna, zalane lasy, podmokłe łąki czy wreszcie przeprawy najkrótszą drogą przez rzeki. Czasami woda sięga tylko kostek, częściej brodzi się w wodzie sięgającej kolan, zdarza się jednak zanurzyć znacznie głębiej. Rekordzista wpadł z rowerem w wodę aż po szyję. Bywało tak, że brodziłem w wodzie przez kilkanaście, kilkadziesiąt a nawet kilkaset metrów.

Już kilka tygodni przed startem dowiadujemy się, od niepocieszonego budowniczego trasy, że tym razem na tego rodzaje atrakcje nie mamy co liczyć. Sucha zima oraz nieporadne działania melioracyjne spowodowały na tym terenie nieodwracalne zmiany. Nie tylko las jest suchy ale osuszone zostały występujące w lesie bagna, a nawet śródleśne jeziorka. Nieodłączną atrakcją będzie z pewnością duża (ocierająca się o zasady rogainingu) ilość punktów kontrolnych oraz dołączone do każdego punktu rozświetlenie, bez którego odnalezienie niektórych punktów byłoby czasochłonne lub niemal niemożliwe.

Kilkanaście minut przed startem, każdy uczestnik zawodów otrzymuje zestaw startowy. Zamiast, jak na większości imprez, jednej mapy mamy w ręku plik 8 kartek.

- mapa w skali 1:50.000 (2 kartki formatu A3 + 1 kartka formatu A4)
- 3 kartki z rozświetleniami 37 punktów kontrolnych (w skali 1:25.000)
- karteczka formatu A6 z opisem punktów
- karteczka formatu A6 zawierająca 4 pytania, na które znajdziemy odpowiedzi na jednym z punktów

Zapanowanie nad całością podczas jazdy nie jest prostą sprawą. W ubiegłym roku skończyło się to dla mnie zagubieniem części inwentarza.

Czas na przyjęcie pozycji orientalisty przygotowującego się do startu. Szereg postaci pochylonych nad rozłożonymi na betonowej ścieżce mapami. Zanim rozpocznie się planowanie trasy niezbędne jest dopasowanie 3 kartek tak by utworzyły jedną mapę. Pomimo, że znaczne fragmenty map pokrywają się, nie jest to zadanie trywialne. Wreszcie mam fikuśnie ułożony stosik. Długo nie zastanawiam się nad planowaniem trasy. Dla mnie punktów jest zbyt dużo, by już teraz wyznaczyć dokładnie kolejność ich zaliczania. Kilka pierwszych punktów wystarcza, bym moment po godzinie 6 jako jeden z pierwszych wyruszył na trasę.

Start 6:00. Na początek wybieram najbliższy punkt, leżący po przeciwnej stronie Narwi. Kolejne, położone na północny-zachód od bazy, będę zaliczał jadąc w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu wskazówek zegara. Opuszczam Nowogród, przejeżdżam mostem na drugą stronę rzeki. Chociaż droga jest prosta, dla pewności wypadałoby zmierzyć odległość. Z przerażeniem zauważam brak linijki. Podczas takiej imprezy jak Dymno odnalezienie wielu punktów kontrolnych bez namierzania się jest praktycznie niemożliwe. Gonitwa myśli. Powrót do pobliskiej bazy to ostateczność. Przeszukuję portfel w poszukiwaniu skrawka papieru w kratkę. Wreszcie wyciągam rzadko używany niezbędnik surwiwalisty. Poza wieloma mniej lub bardziej użytecznymi narzędziami na krawędzi jest też wyryta milimetrowa linijka. "Zestaw ratujący życie" tym razem pomaga. Spokojnie mogę jechać dalej. Fragment lasu, łąka i widoczny z daleka nasyp. Na jego zwróconym w kierunku rzeki końcu odnajduję lampion. PK21 - przyczółek starego mostu (godz. 6:17 - 17 min. od startu).

Wracam do asfaltu i trochę okrężną drogą docieram w okolice kolejnego punktu nad rzeką Narwią. Bezskutecznie przeszukuję wszystkie rosochate sosny rosnące nad rowem. Z tej strony punktu nie ma. Jadę wzdłuż rzeki w przeciwnym kierunku. Jest rów i wiele rosnących w sosnowym lesie drzew. Razem z Markiem, który w międzyczasie tu dotarł, przeszukujemy teren. Przy jednej mało charakterystycznej i mało "rosochatej" sośnie odnajduję PK61 - suchy rów, rosochata sosna (6:56 - 39 od poprzedniego punktu). Dziwna dwucyfrowa numeracja punktów dotyczy rozgrywanego na tej samej trasie pieszego rogainingu. Dla nas każdy zaliczony punkt ma wartość 1.

Teraz do zaliczenia mam punkt położony poniżej krawędzi mapy. Fragment terenu spoza mapy można zobaczyć jedynie na jej rozświetleniu. Wycofujemy się z nad Narwi i leśną, miejscami piaszczystą drogą objeżdżamy fragment nadrzecznych łąk o nieprzewidywalnej drożni. Z tyłu nadjeżdża lepiej radzący sobie z piaskami Piotr. Błędem byłoby nie skorzystać z pomocy tak doskonałego orientalisty. Kiedy skręca w drogę prowadzącą na łąki podążam za nim. Jedziemy na krechę przez porośnięte trawą łąki prosto w kierunku niewidocznego dla mnie celu. Zupełnie niepotrzebnie przenosimy rowery przez ogrodzenie z drutu kolczastego. Za chwilę trzeba będzie zrobić to samo w przeciwnym kierunku. Na jednym z drzew, kilkadziesiąt metrów dalej, przy słabo rozpoznawalnym wale odnajdujemy lampion. PK83 - koniec wału kolejki wąskotorowej (7:28 - 32).

Tu nasze drogi rozchodzą się. Jadę wychodzącą poza mapę gruntową drogą. Piotr wybiera najkrótszy ale bardziej uciążliwy wariant przez łąkę. Przy odrobinie szczęścia powinienem dotrzeć (i docieram) do miejscowości Chludnie. Jadę asfaltem, mijam najwyższe pagórki i skręcam w jedną, później kolejną polną drogę. Porzucam rower obok sprzętu tych, którzy dotarli tu przede mną i ruszam truchtem wzdłuż ziemnego nasypu o nieokreślonym przeznaczeniu. Twór naturalny czy może część fortyfikacji wojennych? PK62 - południowa podstawa wału (7:55 - 27).

Kiedy docieram do asfaltowej drogi mija mnie Paweł. Spotkałem go kilka minut wcześniej opuszczając zaliczony punkt. Wkrótce jedziemy przez łąkę, a napotkany tubylec wskazuje, z której strony najłatwiej dojechać na wyspę. Odnalezienie "środka wyspy" nie sprawia większych trudności. PK53 - środek byłej wyspy (8:18 - 23).

Na asfaltowej drodze Paweł z napotkanymi bikerami narzuca wysokie tempo. Pozostaję w kontakcie wzrokowym, a chwile zawachania prowadzących zawodników na kolejnych rozwidleniach dróg sprawiają, że do punktu ponownie docieramy razem. Chwila trwa poszukiwanie wzniesienia w wydawałoby się płaskim nadrzecznym terenie. Pozostawione ślady to zmyła - prowadzą do nikąd. Punkt jest kilkanaście metrów z drugiej strony. PK43 - wzniesienie (8:35 - 17).

Najbliższy punkt znajduje się niespełna kilometr dalej. Niestety na wydawałoby się najkrótszej trasie znajduje się istotna przeszkoda. Na mapie to niezbyt szeroka niebieska linia. W terenie …? Paweł - jak przystało na orientalistę nie cofającego się przed żadną przeszkodą zjeżdża prosto nad rzekę. Już pierwszy rzut oka nie pozostawia złudzeń. Wąska ale nieuregulowana, wijąca się pomiędzy łąkami rzeka Pisa może kryć wiele niespodzianek. Pływanie z rowerem nie jest naszym ulubionym zajęciem więc rezygnujemy z pokonania tej przeszkody w inny niż mostem sposób. Na wariant pokonania tej przeszkody wpław nie zdecydował się chyba nawet żaden z piechurów.

Nie rezygnując z możliwego skrótu jedziemy gospodarskimi drogami przez nadrzeczne łąki lub po prostu łąkami. Po kilku minutach docieramy do jedynego w tej okolicy mostu. Asfalt. Wybór właściwej, spośród rozwidlających się kilkukrotnie dróg i jesteśmy nad płynącą poniżej rzeką. Nieco dalej w zakolu rzeki, poniżej wysokiej skarpy odnajdujemy PK68 - brzeg zakola rzeki, dół skarpy (8:58 - 23).

Tu nasze drogi się rozchodzą. Krótka chwila na złapanie oddechu i powrót do jazdy własnym tempem. Dalsze trzymanie się silniejszego partnera mogłoby zakończyć przedwcześnie mój udział w imprezie. Dalej korzystam z pracy koncepcyjnej Pawła. Kolejność zaliczania 5 punktów znajdujących się w niewielkiej odległości ale po przeciwnych stronach rzeki nie była dla mnie wcale oczywista. Pomiędzy zaliczeniem pierwszego z nich PK53 a ostatniego PK46 minie zaledwie 85 minut.

Las, asfaltowa droga. Czas na zaliczenie drugiego punktu znajdującego się nad rzeką, tym razem powyżej mostu którym ją pokonaliśmy. Obok sklepu skręcam w pierwszą drogę prowadzącą na łąki. Obok kępy drzew obrastających starorzecze, mijam Radka i Krystiana. Nieco dalej Pawła. Oglądając ślady przejazdu widzę, że tym razem to ja wybrałem najkrótszy dojazd do punktu. PK34 - zakole starorzecza, brzeg (9:21 - 23).

Skoro inni wracają to znaczy, że przeprawa przez węższą w tym miejscu rzekę do widocznej na wyciągnięcie ręki drogi nie jest możliwa. Pozostaje powrót przez most. Skręcając z asfaltowej drogi odmierzam odległość. Mijam porzucone zbyt wcześnie przy drodze rowery. Po chwili zbiegający ze zbocza leśnego wzniesienia Paweł potwierdza moje przypuszczenia, że punkt znajduje się kilkaset metrów dalej. Obniżenie na rozległym i rozgałęziającym się wzniesieniu nie jest zbyt wyraźne. Jednak odnalezienie punktu w przejrzystym, rzadkim lesie nie sprawia problemu. PK46 - siodło (9:43 - 22).

Prosta droga przez las. Most. Stary cmentarz na wzniesieniu. Szybko zaliczam punkt położony na jego zboczu. W sypkim piachu widać ślady tych którzy dotarli tu wcześniej. PK93 - dół i na zboczu górki, 50 na wsch. od cmentarza (10:14 - 31).

Szutrowa droga, asfalt. Po kilkunastu minutach jestem obok miejsca będącego kiedyś leśnym jeziorkiem. Dojeżdżam nad wschodni jego skraj. O tym, że kiedyś była tu woda świadczy jedynie niebieska plama na rozświetleniu mapy. Na podmokłe kiedyś tereny wskazują uschnięte kikuty brzóz. Na jednym z najbardziej wysuniętym w "jezioro" odnajduję lampion. PK94 - suche brzozy w byłym jeziorze, 50M na zach. od granicy lasu (10:31 - 17). Opuszczając to miejsce widzę sylwetki Radka i Krystiana, którzy pozostawili rowery na bardziej odległym południowym skraju "jeziora".

Opuszczam las i docieram do mostku nad strumieniem. Gdzieś tu, kilkaset metrów w dół płynącego głębokim rowem strumienia znajduje się punkt kontrolny. Jadę leśną drogą, skręcam w kierunku strumienia. Gdzie jestem - ani mapa ani jej rozświetlenie tego nie wyjaśnia. Może trzeba było dokładniej kontrolować odległość. Ruszam wzdłuż strumienia. Zakola oczywiście są ale tego poszukiwanego przeze mnie niestety nie ma. Po raz kolejny dzisiejszego dnia wybieram zły kierunek poszukiwań. Powrót do pozostawionego roweru. Mijam wracających z przeciwnej strony Jarka i Krzyśka. Punkt odnaleziony. Najszybciej i bez problemu zaliczyłbym go pozostawiając rower przy moście i pokonując kilkaset metrów pieszo. PK95 - zakole strumienia (11:06 - 35).

Dołączam do opuszczających punkt Radka i Krystiana. Tym razem nawiguje Radek. Staram się utrzymać narzucone przez niego tempo jazdy przez miejscami piaszczysty las. Mijamy opuszczającego punkt Pawła. Dołączamy do Krzyśka i Jarka przeszukujących od dłuższego czasu okolicę leśnej przecinki. Bezskutecznie. Tu punktu na pewno nie ma. Radek szybko podejmuje właściwą decyzję. Obniżenie terenu odnajdujemy kilkaset metrów dalej. PK67 - podmokła polanka w zagłębieniu terenu (11:44 - 38).

Raszem z Radkiem leśnymi drogami pewnie jedziemy do kolejnego celu. W końcówce przecinka zamienia się w słabo zaznaczoną w terenie, zaśmieconą gałęziami, a więc ledwie przejezdną ścieżkę. Rosną tu kępy traw charakterystyczne dla terenów podmokłych, czasami zalewanych wodą. Teraz zastajemy tylko wysuszone na wiór podłoże. Wiele mówiące określenie "wzniesienie" wypiętrza się ponad poziom zaledwie na kilka metrów. Można je łatwo rozpoznać. Miejsce liściastych olch zajmują tu iglaste świerki. PK96 - wzniesienie (11:57 - 13).

Czy to możliwe, że Leszek (budowniczy trasy) umieszcza 2 sąsiadujące ze sobą punkty w pobliżu głównej leśnej drogi? Niemożliwe. Gdy opuszczam przecinkę wszystko się wyjaśnia. Na mapie zaznaczona podwójną linią droga. W terenie? Największa podczas dzisiejszego rajdu piaskownica. Niby mokry piasek jest łatwiej przejezdny. Jednak czeka mnie kilka kilometrów walki o przeżycie. Staram się omijać piaski jadąc lasem, wybieram najstabilniejsze fragmenty drogi. Gdy to nie pomaga prowadzę rower. Sadystyczne skłonności organizatorów potwierdza mijający mnie samochód. Przecież to najlepsze miejsce na sesję zdjęciową.

Odnalezienie punktu to już tylko formalność. Szczególnie wtedy, gdy grupa organizatorów wybrała sobie to miejsce by zrobić kilka kolejnych fotek. PK97 - szczyt góry za ogrodzeniem cmentarza (12:27 - 30).

Dojazd do punktu z Quizem to orientacyjna porażka. Gubię się w plątaninie dróg na nieaktualnej mapie. Tracę poczucie pokonanej odległości. Na koniec wybieram jazdę wzdłuż jakiegoś kanału (mam nadzieję, że to ten właściwy). Po chwili już tylko prowadzę rower. Teren stopniowo obniża się. Podłoże staje się wilgotne. Zwartą murawę zastępują kępy traw. Zapadam się po kostki w błocie. W oddali widzę suche kikuty drzew. Czyżby zaczynało się torfowisko Serafin?

Dalej może być już tylko gorzej. Czas by wycofać się na bardziej trwały ląd. W oddali widzę jakieś zabudowania, samochody. Czyżby to był cel mojej wędrówki? Na powrót tą samą drogą nie mam ochoty. Od stałego (suchego) lądu oddziela mnie biegnący obok kanał. Woda sięga mi nieco powyżej kolan. Mokre spodnie i ociekające wodą buty wyschną po kilku godzinach jazdy. Przez chwilę mam namiastkę prawdziwego Dymna, warunków do których przez kilka lat już się przyzwyczaiłem. Dalej jest już sucho, jednak kępy traw przez pewien czas uniemożliwiają swobodne prowadzenie roweru. Wreszcie jest droga. Z oddali rozpoznaję sylwetki organizatorów oczekujących na kolejnych zawodników. PK? (13:19-13:32 - 52).

Przede mną ścieżka dydaktyczna. Ułożone na podmokłym podłożu drewniane bale umożliwiają pokonanie jej na sucho. Na tablicach informacyjnych umieszczonych wzdłuż ścieżki znajdę odpowiedź na otrzymane wcześniej cztery pytania. Za każdą z 4 prawidłowych odpowiedzi otrzymuje się 0,5 punktu czyli można tu w sumie "zarobić" 2 punkty. Fantastyczny pomysł organizatorów na urozmaicenie trasy.

Przykładowe pytania (2 z 4):

Niewielka roślina dorastająca do 25 cm wysokości. W rezerwacie "Torfowisko Serafin" występuje obficie na poduchach mchów torfowców.
A) Rosiczka okrągłolistna, B) Czermień błotna, C) Bobrek trójlistkowy

Składa 4-5 brązowych, nakrapianych jaj, które są wysiadywane przez 13 dni.
A) Potrzos, B) Wodnik, C) Świergotek łąkowy

Bieg po ścieżce w jedną stronę. Bartek robi mi kolejną fotkę. Szukanie prawidłowych odpowiedzi. Powrót do roweru. Można ruszać dalej. Organizatorzy dopingują mnie, że niby mam zrobić całą trasę czyli zaliczyć wszystkie pozostałe jeszcze punkty kontrolne. Skutkuje, wszystkich punktów nie zaliczę ale będę walczył do samego końca.

Starannie odmierzam odległości. Wszystko się zgadza. Do czasu. W najważniejszej, tej najbliższej punktu części lasu, pojawiają się jakieś nierozpoznawalne szutrowe drogi. Skręcam w jedną później w kolejną. Wreszcie przede mną jakby znajome miejsce. Po 20 minutach kręcenia się po lesie wracam do punktu wyjścia. Gdzie w tym czasie był mój kompas. Oczywiście jak zawsze w okolicach nadgarstka na lewej ręce.

Z przeciwnej strony nadjeżdża znajoma postać. Teraz razem z Wojtkiem skręcamy w przecinkę, którą jechałem wcześniej. Wkrótce wyjaśnia się jaki popełniłem błąd. Byłem przekonany, że pojechałem leśną drogą prowadzącą na południowy-zachód a w rzeczywistości jechałem prosto na południe. Przy odrobinie uwagi bez problemu docieramy do podnóża wysokiego grzbietu. Pozostawiamy rowery. Nasz cel to "dół na zach. zboczu górki". Już z góry widać, że dołów na zboczu znajduje się nawet w nadmiarze. Kilkakrotnie dwuosobową tyralierą przeszukujemy zbocze grzbietu. Bezskutecznie. Wracamy na grzbiet. W dole widać kolejnych zawodników, którzy jak się okazuje krążą po okolicy już od dłuższego czasu. Dla pewności pytamy:

- jaki jest opis punktu?

- zagłębienie terenu, lasek brzozowy

- ????

Odpowiedź zaskakuje. Pomyliliśmy opisy punktów. Szukaliśmy w nieodpowiednim miejscu, nieodpowiedniego elementu terenu. Teraz bez zastanowienia schodzimy w dół. Prosto do widocznych u podnóża grzbietu brzóz. Na jednej z nich znajduje się lampion. PK66 - zagłębienie terenu, lasek brzozowy (14:38 - 66).

Opuszczając okolice punktu mijamy Andrzeja. Wkrótce jesteśmy na skrzyżowaniu asfaltowych dróg. Nieopodal skrzyżowania jest początek przecinki, która doprowadzi nas prosto do punktu. Przy skrzyżowaniu przecinek stoją dwa rowery. Niezidentyfikowana para prawdopodobnie już od dłuższego czasu penetruje teren. Zatrzymujemy się. Rozglądamy w terenie. Sosnowy las. Brak charakterystycznych dla obszarów podmokłych drzew liściastych. To nie jest to miejsce. Więc gdzie szukać punktu?

Na rozświetleniu mapy Wojtek dostrzega liczby oznaczające leśne działy. Na najbliższym skrzyżowaniu przecinek sprawdzamy numery umieszczone na słupkach. Bingo! Zgadzają się z mapą. Teraz możemy spokojnie jechać do miejsca w którym rzeczywiście znajduje się punkt. To nieprawdopodobne, że znajduje się kilkaset metrów dalej. Jeszcze kilka minut pieszych poszukiwań i odnajdujemy niewielkie obniżenie terenu i zrytą przez dziki polankę. Na skraju odnajdujemy wiszący na drzewie lampion i perforator. PK92 - podmokła polana (15:25 - 47).

Dopiero później zauważam, że na właściwej mapie i na jej rozświetleniu zaznaczone są dwa różne, znacznie odległe od siebie miejsca. Taka, z pewnością zamierzona przez organizatora, dezinformacja. By nie było zbyt łatwo! Może to kolejny powód z powodu ktorego uwielbiam tą imprezę.

Wracamy na asfaltową drogę. Po opuszczeniu lasu zatrzymujemy się na chwilę przed, być może ostatnim na trasie sklepem. Uzupełniam bidony i możemy jechać dalej. Pomimo uczucia lekkiej niepewności wszystko zgadza się z mapą i najkrótsza droga przez las doprowadza nas do celu. Stojący przy drodze pomnik, zgodnie z oczekiwaniami, nie wymaga poszukiwań. Pozostawiamy rowery i po chwili punkt jest nasz. PK45 - róg granicy lasu, 140 m na południe od pomnika powstania 1863r. (15:58 - 33).

Powoli zaczynamy myśleć o skróceniu trasy i o punktach, które zdążymy jeszcze zaliczyć. Kilka najbliższych jest jednak bezdyskusyjnych. Na chwilę wracamy na asfalt. Poprzecinana kanałami łąka nie wygląda zachęcająco ale alternatywnego sposobu dojazdu nie widać. Obawy okazują się nieuzasadnione. Wzdłuż kanału prowadzi twarda gruntowa droga. Na skraju lasu porzucamy rowery. Porośnięta trawą, zanieczyszczona gałęziami droga pośród liściastego lasu nieszczególnie nadaje się do jazdy. Krótka przebieżka jest dobrym urozmaiceniem monotonnej rowerowej jazdy. PK72 - wykrot (16:20 - 22).

Mijamy nadjeżdżającego do punktu Marcina. Jedziemy nie najlepszą, miejscami piaszczystą drogą przez łąki. Szczęśliwie na otwartym terenie naszym sprzymierzeńcem jest silny sprzyjający wiatr w plecy. Skręcamy w gruntową drogę między polami. Później w las. Na jego skraju znajdziemy nasz cel. Niewiele brakuje, żebym przestrzelił odpowiednie miejsce. Rozświetlenie mapy jest mocno nieaktualne, a skraj lasu, którego wypatrywałem przy drodze znacznie się przesunął. Pola otaczające istniejące tu niegdyś gospodarstwo zarosły wysokimi drzewami. Ruiny nie są zbyt widoczne, jednak na właściwe miejsce wskazuje charakterystyczna dla takich miejsc roślinność. PK63 - ruina budynku, w krzakach (16:51 - 31).

Odkryty teren, rozpoznawalne drogi między polami. Dotarcie w okolice punktu nie stanowi żadnego problemu. Co dalej? Wygląda jakby punkt był "w środku niczego". Brak jakiejkolwiek drogi. Linia lasów? Z pewnością nieaktualna. Mijamy Andrzeja, który punktu nie odnalazł i ostatecznie zrezygnował z jego zaliczenie. Nie jest tak źle. Przed nami było tu już kilkunastu a może kilkudziesięciu rowerzystów. W bujnej trawie wygnieciona szeroka rowerowa "autostrada". Kiedy ta się kończy spoglądam w kierunku lasu. W głębi przecinki najprzyjemniejszy dla orientalisty widok - wiszący na drzewie kolorowy lampion. Kompletne zaskoczenie. Określenie "odległe od granicy lasu" było dla mnie dotychczas równoznaczne z określeniem "na zewnątrz tego lasu". No cóż, pewnie jeszcze niejednokrotnie będę przez organizatorów zaskakiwany. PK44 - ok.25 m od granicy lasu (17:20 - 29).

Pochylamy się nad mapą. Do końca imprezy pozostało niewiele ponad 3,5 godziny. Najwyższy czas by ustalić, które punktu musimy już odpuścić a które będziemy starali się zaliczyć i w jakiej kolejności. Do dyskusji włącza się Marcin, który podążał dotychczas o kilka minut za nami. Jego koncepcja wydaje się interesująca. Proponuje wspólną jazdę ale na asfaltowej drodze rozkręca się. Zwalniam widząc, że Wojtek pozostał nieco z tyłu. Wjeżdżamy w las. Rowery pozostawiamy obok wznoszącego się w lesie grzbietu. Do punktu w najwyższym miejscu wzniesienia musimy dotrzeć - jak niejednokrotnie dzisiejszego dnia - pieszo. PK55 - szczyt górki (17:55 - 35).

Robi się ponuro, ciemno. Silny wiatr, nie pomógł rozgonić chmur. Deszcz który podczas całego dzisiejszego dnia kropił sporadycznie i raczej symbolicznie teraz zaczyna padać bardziej zdecydowanie. Nie ma na co czekać. Zarządzam założenie kurtek. Moja nie ochroni mnie przed dłuższym deszczem ale może zatrzyma chociaż odrobinę ciepła.

Wraz z deszczem moje możliwości kontrolowania schowanej w koszulce mapy maleją. Nawigację przejmuje (jakby do tego czasu tego nie robił?) Wojtek. Trudno wyobrazić sobie co kryje się pod opisem najbliższego punktu. Gdy dojeżdżamy do celu nie ma najmniejszej wątpliwości, że jesteśmy w odpowiednim miejscu. PK54 - kwadratowa granica kultur, pośrodku w drzewach (18:22 - 27).

Jeżeli wyobrażacie sobie, że znacie odpowiedź na pytanie: jaki piasek jest najgorszy, to zapewne mocno się mylicie. Suchy czy mokry? Ten najgorszy rodzaj poznajemy jadąc zalewaną wodą piaszczystą, leśną drogą. Widzę jak spod kół jadącego przede mną zawodnika wydobywają się pokłady suchego piachu. Agresywne, grube terenowe opony moich towarzyszy jedynie pogarszają sprawę, zgarniając więcej oblepiającej niemal każdą część roweru piaszczystej mazi. Być może, to jeden z powodów dla których Marcin, który ponownie dołączył do nas na ostatnim punkcie ogłasza natychmiastowy powrót bezpośrednio na metę. Pomimo, że staram się omijać piach jadąc lasem lub skrajem drogi, piaszczysty odcinek leśnej drogi daje mi mocno w kość. Nie ma tego złego. Ciężki, wymagający dodatkowego wysiłku teren pozwala nieco rozgrzać kompletnie przemoczone i wyziębnięte ciało. Jak wyglądał punkt, który kilka minut później zaliczamy? O to nawet nie pytajcie. Nic z tego miejsca nie pamiętam. PK42 - szczyt górki (18:59 - 37).

Dokładnie i zapewne na długo zapamiętam natomiast zaliczanie następnego, leżącego całkiem blisko punktu. Warunki koszmarne. Padający od ponad godziny deszcz. Temperatura w okolicach 10 st. Ubranie przestające spełniać swoje podstawowe funkcje, nie chroni ani przed deszczem ani przed chłodem. Termoaktywna koszula szczelnie otulająca ciało to teraz jedynie mokry i zimny kompres. Jedziemy, chyba przyzwoitą leśną drogą. Rowery pozostawiamy na jej skraju. Zapuszczamy się w wysokie ociekające wodą jagodziny. Ruszamy na poszukiwania punktu umieszczonego w jednym z wielu dość głębokich zagłębień terenu. Systematycznie przeczesujemy las. Poszukiwania przedłużają się. Chodząc w mokrym ubraniu nie sposób się rozgrzać, więc robi mi się coraz chłodniej. Po raz kolejny sprawdzamy każde zagłębienie, przesuwając się nieco dalej. Wreszcie JEEEST!!!. Po prawie 20 minutach poszukiwań odnajdujemy PK28 - dół (19:34 - 35).

Wracamy do pozostawionych rowerów i tą samą drogą jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na nową asfaltową drogę. Skraj Zbójna. Skręcamy w leśną drogę. Wojtek, niezawodny w takich sytuacjach, odnajduje się w plątaninie dróg i po chwili idziemy przecinką obok której znajduje się punkt. Z trudnością udaje mi się docisnąć perforator na tyle mocno, by na karcie startowej pozostał ślad. PK41 - róg granicy kultur (19:53 - 19).

Przed nami asfaltowa droga, która może doprowadzić nas bezpośrednio do bazy. W takim miejscu trudno się rozgrzać. Silny wiatr w otwartym terenie dodatkowo wychładza organizm. Czy chcę zbaczać z prostej drogi do bazy by zaliczyć jeszcze jeden punkt? Odpowiedź dla każdego czytającego tę relację jest oczywista. W głębi duszy marzę o tym by to Wojtek podjął "właściwą decyzję". Na skraju kolejnej wioski zatrzymujemy się przy gruntowej drodze. Wojtek studiuje mapę. Wreszcie pyta. Jedziemy tędy? Wbrew sobie kiwam twierdząco głową. Kolejna polna droga jest już dużo gorsza. Piachy omijamy jadąc polem obok drogi. Szczęśliwie punkt udaje się namierzyć bez długich poszukiwań. Chociaż nie czuję by moje dłonie były szczególnie przemarznięte, próba zaciśnięcia perforatora okazuje się niewykonalna. Muszę o tę czynność poprosić mojego partnera. PK24 - róg granicy kultur (20:20 - 27).

Kiedy opuszczamy las po raz pierwszy spotykam na trasie Grzesia. Mamy dostateczny zapas czasu by bez napinania się wrócić przed limitem czasu do bazy. META - 20:45 (25).

trasa na ridewithgps.com

wizualizacja przejazdu na 3drerun
(wybierz RealTime On, x50, Play)

Wracam do bazy w zupełności usatysfakcjonowany. Zdobycie 39 punktów zapewnia miejsce na pudle (3) w kategorii weteranów 45+ oraz 14 w kategorii open. Na dużo więcej nie mogę już liczyć. Chociaż nie tak to sobie wyobrażałem, tradycji stało się zadość. Wróciłem do bazy zupełnie przemoczony. Już marzę o Dymnie, podczas którego będę pokonywał bagna, brodził w wodzie. Ten rodzaj wilgoci jest mi dużo bardziej bliski, szczególnie jeżeli odbywa się to przy upalnej lub chociażby ciepłej pogodzie.

Osoby wymienione w relacji:

Leszek Herman-Iżycki (org.), Bartek Niezgódka (org.), Marek Sadowski, Piotr Buciak, Paweł Brudło, Radek Walentowski, Krystian Jakubek, Wojtek Hołdakowski, Andrzej Piwakowski, Marcin Kuthan, Grzegorz Liszka.

Statystyka trasy:
Dystans 166,6 km
Przewyższenie 700 m
Czas trasy 14:44:49
Czas jazdy 10:19
Średnia - 16,2
Punkty 27 +2
Brak 4 pkt - kara 4 godziny
Czas uwzględniający bonifikaty czasowe: 18:44
Miejsce open - 14/52
Miejsce kat. M45+ - 3/11

Łódź maj 2016r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki)
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót