Bikeorient 2014 (ed.4) - Okolice Łodzi
Łódź, 25.10.2014 r.
(relacja)
relacje z innych imprez
powrót

fot. Paweł Banaszkiewicz

W trzech tegorocznych edycjach zawodów na orientację Bikeorient pojawiałem się tylko towarzysko lub pomagałem w ich organizacji. W czwartej, która ma się odbyć w bezpośrednich okolicach Łodzi postanawiam wziąć udział. Do startu zachęca bezproblemowy dojazd na miejsce startu (rowerem) i nie do końca poznane ale ulubione obszary otaczające miasto. Pełnię szczęścia zapewnia to, co jest sednem imprez na orientację - duża ilość punktów kontrolnych (35).

Na początek przewidziana jest "rozgrzewka" na terenach miejskiego lasu - Lasu Łagiewnickiego. Nie jest to mój ulubione miejsce orientacyjnych zmagań. Rzadko tu ostatnio zaglądam i trochę boję się, że wtopię na terenie, który jako łodzianin powinienem dobrze znać. Po zaliczeniu wszystkich (lub części) punktów z tego etapu i powrocie na metę, każdy z uczestników otrzyma drugą mapę obejmującą tereny na północ i północny-wschód od miasta oraz m.in. kompleks leśny otaczający Grotniki.


Pomimo porannego chłodu na starcie wszystkich tras pojawia się prawie 200 uczestników.

Pomimo porannego chłodu na starcie wszystkich tras pojawia się prawie 200 uczestników. Piotrek - organizator - przeprowadza odprawę przedstartową. Artur - sędzia główny - pokazuje mapę pierwszej części zawodów czyli lasu łagiewnickiego. Mapę, chociaż z oddali, widzę na tyle dobrze, że już w tym momencie mogę określić w jakiej kolejności będę zaliczał punkty kontrolne (PK). Na początek objadę las na zachód od ul. Wycieczkowej rozpoczynając od punktów wysuniętych na południe od bazy. Później zgarnę kolejne punkty zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po sygnale startu, bez zastanowienia ruszam do przodu. Wersja południowo-zachodnia nie jest najbardziej popularna, razem ze mną rusza jeszcze 2 bikerów.


O!!! Widzę mapę

PK18 - Pośpiech i niewielka skala mapy (1:15.000) sprawia, że mijam ścieżkę prowadzącą w kierunku punktu. Cóż, trudno zauważyć ścieżkę, która w rzeczywistości jest jedynie linią na mapie oznaczającą granicę rezerwatu. Wyjeżdżam obok knajpy "Leśny Dwór". Okrężną drogą od wschodu docieram do skrzyżowania szlaków i granicy rezerwatu. Na końcu słabo widocznej ścieżynki odnajduję słupek oznaczający PK.

PK12 - Po orientacyjnej wpadce na początku trasy wzmagam czujność. Uważna jazda i kontrola mapy pozwala bez problemu odnaleźć polankę zaznaczoną na mapie.

PK8 - Prosty dojazd do punktu. Dzięki obecności obok punktu innych uczestników rajdu zatrzymuję się w odpowiednim miejscu drogi. Zsuwam się do niewidocznego z drogi, bo ukrytego w głębokim przydrożnym rowie słupka.

PK6 - Mijam narożnik stawu w Arturówku. Nieco dalej, ambitnie zapuszczam się w krętą ścieżynkę, która powinna skrócić dojazd do punktu. Wkrótce ścieżka znika, próbuję przedzierać się przez rzadki ale średnio przejezdny las. Wreszcie uznaję swoją porażkę i zawracam by punktu zaliczyć minimalnie tylko dłuższą ale pewną drogą. Na skraju polanki porzucam rower by pieszo dotrzeć do słupka. Mam nauczkę, przy tak niewielkich odległościach warto zrezygnować z niepewnych skrótów.

PK2 - Miejsce martyrologii - ulubiony punkt budowniczych tras na orientację w Lesie Łagiewnickim. Bez problemu docieram do znanego mi miejsca i …. zaczynam kręcić się bezradnie. Słupka oznaczającego punkt kontrolny nigdzie nie ma. Jak to nie ma? Przecież mijałem zawodnika opuszczającego to miejsce. Chwila zastanowienia. Skoro nie ma go tutaj, to musi być gdzieś dalej. Mijam polankę z głazami i nieco dalej dostrzegam słupek PK.

PK16 - Skręcam wzdłuż kolejnego stawu w Lesie Łagiewnickim. Dość intuicyjnie wybieram jeden z jarów nad brzegiem stawu. Skręcam w jego lewą odnogę. Gdy tu słupka nie znajduję, wdrapuję się na łagodny wał i zaliczam punkt znajdujący się w prawym wąwoziku.

PK4 - Ruska Góra to kolejne znane orientalistom miejsce. Sam umieszczałem na tym niewielkim wzniesieniu punkty kontrolne. Dojazd okazuje się dużo trudniejszy od oczekiwań. Droga prowadząca wzdłuż ogrodzenia szpitala zamieniona została w piaskownicę. Pod nogami plączą się piesi uczestnicy konkurencyjnej imprezy. Mijam nieprzejezdny teren, lawirując między krzakami obok drogi. Porzucam rower obok leśnej drogi i wbiegam na szczyt wzniesienia by zaliczyć znajdujący się tam PK.

PK10 - Punkt znajdujący się w środku lasu obok jednej ze ścieżek nie sprawia trudności. Zresztą, tak jak przy większości punktów spotykam tu innych zawodników.

PK17 - Przejazd do punktu w poprzek przecinających las parowów okazuje się zadaniem niewykonalnym a przynajmniej nieopłacalnym. Kolejna leśna ścieżka, którą da się jechać wyprowadza mnie z powrotem do brukowanej drogi. Dalej jadę ulicą Serwituty. Zaliczenie punktu od "właściwej" południowej strony nie nastręcza większych trudności.

PK15 - Ostrożnie jadę w kierunku następnego punktu. Jeżeli dobrze pamiętam, na wzniesienie powinienem wdrapać się stromą ścieżką obok miejsca odpoczynku z wiatą, drewnianymi stolikami i ławkami. W najwyższym punkcie Gubałówki (prawda jaka znajoma nazwa) znajduje się czerwony lampion, którego poszukują uczestnicy wspomnianej już konkurencyjnej imprezy pieszej. Nieco dalej powinien być i jest "nasz" słupek.

PK9 - Ostry zjazd w dół. Przez chwilę jadę asfaltową drogą. Ścieżką biegnącą początkowo wzdłuż rowu (kiedyś płynęła tędy rzeczka) docieram do słupka, którego nie sposób ominąć.

PK1 - Szpacza Góra to kolejne powszechnie znane łódzkim bikerom miejsce. Zaznaczony na mapie szlak prowadzi niemal do podnóża wzniesienia. Ambitnie wjeżdżam na sam szczyt.

PK11 - Nauczony początkowymi wpadkami nie bawię się w jakiekolwiek skróty. Jadę ścieżką na skraju lasu. Skręcam do wnętrza lasu. Punkt opuszczają inni zawodnicy więc niewyraźnej ścieżki nie muszę szukać.

PK14 - Jadę dalej oznakowanym szlakiem na skraju lasu. Punkt jest tam gdzie się go spodziewam czyli na końcu ścieżki tuż obok szlaku.

PK3 - Jadę drogą o nazwie Moskulska. Kontroluję mijane dróżki. Skręcam w jedną z nich. Wjeżdżam na niewielkie wzniesieni. Rozglądam się za słupkiem oznaczającym PK. Napotkany biker wskazuje mi miejsce gdzie mam szukać punktu. Okazuje się, że przed samym celem skręciłem w niewłaściwą bardziej wyraźną ścieżkę

PK13 - Wracam do leœnej drogi. Jadę dalej prosto do jednej z głównych utwardzonych dróg prowadzących w poprzek lasu. Pewnie docieram do PK. Szybkością nadrabiam ominięcie skrótu leśnymi ścieżkami.

PK7 - Niezbyt uważnie kontroluję jazdę. W pewnej chwili gubię się. W którym miejscu mapy jestem? Próbuję określić swoje miejsce. Zawracam. Dołączam do nadjeżdżających z przeciwnej strony zawodników. Oni wiedzą gdzie są i gdzie jest punkt.

PK5 - Dotarcie do tego punktu jest tylko formalnością. Dokładnie wiem gdzie jest punkt i jak do niego dotrzeć. W drodze na poszukiwane wzniesienie mijam Tomalosa z Kasią i Janiną. Którzy zaliczali punkty czterokołowcem. W relacji pominąłem opisy punktów bo w czasie jazdy nie zwracałem na nie uwagi.


Powrót do bazy czyli Centrum Zarządzania Szlakiem Konnym. Na mecie pierwszego etapu melduję się na 15 minut przed godziną 12. Na pokonanie trasy o długości 29,1 km potrzebowałem 2 godziny i 15 minut. Na schodkach przed wejściem szykuje się do wyjazdu Aptekarz. Przed nim była jeszcze nieokreślona ale niewielka ilość zawodników. Nie tracę czasu, oddaje kartę kontrolną, pobieram mapę i kartę kolejnego etapu.


Oddaję kartę kontrolną ...

Przez chwilę zastanawiam się nad kolejnością zaliczania punktów i ruszam na trasę II etapu. Do wyboru mam dwa warianty, albo zacznę od jazdy na północ albo na zachód. Na północy skutecznie zniechęca mnie skomplikowany rysunek odcinka specjalnego z trzema punktami PK1, PK2 i PK3 umieszczonymi w nieokreślonym bliżej miejscu na terenie pagórkowatych lasów Malinki. Jestem zdecydowany - jadę na zachód. Być może uda mi się pominąć punkty 1-3 lub gdy wystarczy na to czasu zaliczę je na koniec.


... i ruszam na trasę II etapu

Przede mną odcinek czujnej jazdy. Jadę przez Chełmy czyli obrzeża Zgierza. Wielokrotnie zmieniam kierunek jazdy. Wreszcie przede mną teren porośnięty lasem. Niewyraźna, trudno przejezdna ścieżka wzdłuż cieku wodnego. Tory kolejowe i PK7 przepust. Tu po raz pierwszy spotykam Agnieszkę i Grzesia Biolik. Realizując ten sam wariant spotkamy się jeszcze wielokrotnie.

Ruszam dalej na zachód. Za kolejnym przejazdem kolejowym gdzieś z przodu miga mi Aptekarz. Wjeżdżam w niewielki zgierski Las Okręglik. Dokładnie kontroluję mapę. Mapę tak, kompas nie. Po kilkuset metrach od ostatniej krzyżówki zauważam, że jadę na południe. Na najbliższym skrzyżowaniu naprawiam błąd. Chociaż mam wrażenie dużej wtopy, ślad przejazdu pokazuje jedynie niewielkie odchylenie od wyznaczonej marszruty. Bez problemu docieram do wysokiego nasypu - nasypu okalającego prawdopodobnie zbiornik dawnej oczyszczalni. Pozostawiam rower i na górze odszukuję drzewo z lampionem. PK17 - nasyp.

Jadę w kierunku dróżki, która doprowadzi mnie do asfaltowej drogi. Jeżeli droga zaznaczona na mapie, istnieje to przeszkodą nie do pokonania jest ogrodzony teren. Próbuję ominąć go od zachodu. Porośnięte trawą i młodymi drzewkami nieużytki utrudniają jazdę. Na przemian jadę, prowadzę rower, znowu jadę. Uff!!! To chyba najtrudniejszy do pokonania odcinek trasy. Chwila wytchnienia na asfaltowej drodze i zjeżdżam w teren. Obawy o odnalezienie odpowiedniej polnej dróżki rozwiewa widok kępy krzaków i drzew wśród pól. Przecież to wymarzone miejsce na umieszczenie punktu kontrolnego. Chociaż wcześniej nie przeczytałem opisu punktu jestem przekonany, że na 100% musi tam być. PK16 - kępa drzew.

Teraz dla odmiany punkcik zaznaczony zamiast okręgiem, czerwonym kwadracikiem. Na dole mapy mam do tego dołączony nieco większy kwadrat z tzw. rozświetleniem - obrazem satelitarnym tego samego obszaru. Ciemna plama lasu zajmująca niemal całą powierzchnię kwadratu nie nastraja optymistycznie. Nie lubię takich łamigłówek. Jedyny punkt zaczepienia to jasny pas pól. Mijam skraj lasu, skręcam w kolejną leśną ścieżkę. Kiedy niewiele dalej zobaczę lampion punktu kontrolnego jestem mocno zaskoczony. Ot taka mała niespodzianka. Przecież spodziewałem się dłuuugich poszukiwań. PK10 - kępa krzaków.

Starannie odmierzam odległość jaka dzieli kolejne skrzyżowanie dróg od odpowiedniej uliczki w letniskowych Jedliczach. Jadąc przeliczam centymetry i milimetry na mapie w skali 1:75:000 na kilometry i setki metrów w terenie. Nie są to proste przeliczenia ale pomyłka może mnie dużo kosztować. Zatrzymuję się przy skrzyżowaniu dróg. Znajdujące się tu domki letniskowe upewniają mnie, że znalazłem drogę której szukałem. Ponownie skrupulatnie mierzę odległość. Pokonuję odmierzony (i przeliczony) dystans i skręcam boczną uliczkę. Chociaż jest zakręt drogi, to nie wszystko zgadza się z mapą. Nie odnajduję też żadnego śladu PK. Postanawiam odmierzyć się od drugiego krańca drogi. Kiedy wracam, z przeciwka nadjeżdżają Agnieszka i Grześ. Skręcają we wcześniejszą uliczkę. Jest zakręt, jest drzewo z charakterystycznym napisem PK. Lampionu brak. Nie ma wątpliwości, że prawidłową odpowiedzią musi tu być PK8 - róg ogrodzenia - "BRAK PUNKTU". Dzwonię do Piotra - telefon milczy. Jedziemy dalej.

Skąd moje problemy z odnalezieniem punktu. Dopiero po zakończeniu zawodów dowiem się, że jeździłem na bardziej dokładnej mapie 1:50000. To dziwne, że w tej sytuacji udało mi się odnaleźć wszystkie punkty na trasie mojego przejazdu.

Prześlizgujemy się pod budowanym w poprzek drogi ogrodzeniem. Bez chwili zwątpienia prowadzę do kolejnego punktu. Chociaż załączone jest rozświetlenie, nie muszę spoglądać na dołączony fragment mapki. Punkt jest prosty i widoczny z leśnej drogi. PK5 - szczyt górki.

Znajomy czerwony szlak wokół Łodzi. Nieznajoma, bo nowa szutrowa droga p-poż. Kolejny odcinek kultowej niegdyś rowerowej pętli Tour d’Łódź zamieniony został w drogę dla niedzielnych turystów, służby leśnej i … ewentualnie jednostek straży pożarnej. Za mostem nad Bzurą skrupulatnie odmierzam się. Leśne wycinki nie pozwalają odnaleźć "właściwej" drogi. Skręcam w kolejną najbliższą, wyjeżdżam na granicy pól i lasu. Jestem trochę za daleko (przyczyna jak przy PK8) ale mogę zidentyfikować swoje położenie. Skręcam w przecinkę prowadzącą na północ. W najwyższym punkcie (tak na czuja) zsiadam z roweru i po kilkunastu krokach w przebieżnym lesie z daleka widzę lampion PK15 - obniżenie na wydmie. Mam wrażenie, że przy widocznych z daleka lampionach, załączenie rozświetleń jest zbędne.

Zawracam na północ, na początek znanym czerwonym szlakiem, dalej skręcam na wschód i jadę przez Tkaczewską Górę drogami poznanymi podczas tegorocznej K.R.O.W.Y. Zjeżdżam na chwilę w las by zaliczyć PK6 - cmentarz.

Teraz trzeba przedostać się na druga stronę torów, by najkrótszą drogą dotrzeć do Pustkowej Góry i umieszczonego gdzieś w nadrzecznych łąkach punktu. Na drodze przez pole, w którą chcę skręcić pojawia się tabliczka: teren prywatny - wstęp wzbroniony. Co tam, droga jest przecież przejezdna. Wielkiej szkody swoim przejazdem nie poczynię. Facet z widłami też nie ma szans mnie dogonić. Kolejna przeszkoda jest już bardziej konkretna. Od lasu i torów kolejowych odgradza mnie długi płot. Płot chroniący pola przed dzikim zwierzem. Mam szczęście, nie muszę forsować go sam. Po przeciwnej stronie siatki pojawia się Grześ. "Wymieniamy się" rowerami. Przeskakujemy przez płot i każdy z nas jedzie w swoją stronę.

Mimo wszystko najgorsze jeszcze przede mną. Nadrzeczne łąki, trzcina, drzewa, krzaki. Gdzieś tam ukryty jest zaznaczony na rozświetleniu zdjęcia satelitarnego PK. Czytanie zdjęć satelitarnych nie jest moją mocną stroną. Cudem dopatruję się, cienkiej skręcającej linii. Wygląda na to, że tak z góry wygląda rów którym przepływa rzeka. Kiedy zatrzymuję się w okolicy zakrętu rzeki, w oddali przez trzciny widzę prześwitujący czerwony lampion. Razem z rowerem przedzieram się przez gęsty trzcinowy las. Pomimo, że jest sucho podłoże ugina się pod butami, przekraczam rowki wypełnione wodą. Spod butów wypływa woda. Mimo wszystko przeszkodę udaje się pokonać suchą stopą. W porze deszczowej błoto sięgałoby powyżej kolan. Łąkę opuszczam już bardziej twardą łąką. PK11 - skraj łąki. Dla mnie to najciekawszy PK tej edycji Bikeorientu.

Pełen wrażeń po zaliczeniu najtrudniej dostępnego punktu jadę na północ i okrężną drogą w kierunku Grotnik. Każdy asfalt kiedyś się kończy. Skręcam w las. Niestety piaszczysta i trudno przejezdna droga. Na skrzyżowaniu skręcam w ścieżkę przez las. Brzeg rzeki. Dalej jechać się nie da. Biegnę w kierunku zakola rzeki. Dla ułatwienia lampion PK znajduje się na przeciwległym brzegu (kropka na mapie sugerowała zupełnie coś innego). Przeprawa po leżącym w poprzek rzeczki omszałym pniu. PK13 - zakole rzeki zaliczony.

Od dłuższego czasu zastanawiam się nad bardzo "niewygodnym" punktem żywnościowym (PK1). Jedyny nasuwający się wariant to zaliczenie go właśnie teraz. Kilka kilometrów do punktu i kilka kilometrów z powrotem do skrzyżowania leśnych dróg, miejsca w którym teraz jestem. Rzut oka na zegarek sprawia, że możliwość zaliczenia tego leżącego "nie po drodze" punktu staje się nieaktualna.

Nową przeciwpożarowa szutrówką jadę na północ. Szczęście nie trwa długo. Szutrówka kończy się. Jadę zwykłą coraz bardziej nierówną leśną drogą. Na leśnym wzgórku obok autostrady znajduję lampion PK14 - szczyt górki

.

Chwilę później zaliczam umieszczony poza lasem grotnickim, w bardziej zurbanizowanym terenie PK9 - ogrodzenie.

Przede mną długi powrót na metę maratonu. Doskonale znane asfaltowe i twarde gruntowe drogi. Zegar nieubłaganie tyka. Limit przeznaczony na pokonanie trasy szybko kończy się. Czy uda mi się zaliczyć w drodze powrotnej jeszcze jeden punkcik? Moim przeciwnikiem jest silny przeciwny wiatr. Paskudnie męczę się. Wyprzedza mnie jakiś turysta i nie mogę utrzymać jego tempa. Mijam wzgórza i lasy Malinki, o umieszczonych tam punktach mogę tylko pomarzyć.

Mimo wszystko nie jest tak, źle. Kiedy docieram do Smardzewa mam ponad 40 minut czasu. Warto jeszcze powalczyć. Skręcam w gruntową drogę. Na podjeździe wymijam prowadzących rowery innych uczestników rajdu. Przed oczyma mam niewiele mi mówiące zdjęcie satelitarne z pasami pól i lasów. Skręcam w jedną z polnych dróg. Widoczne z oddali drzewa mogłyby pasować do widoku na rozświetleniu. Na miejscu Aptekarz z innym bikerem od dłuższego czasu przeszukują las - bezskutecznie. Trzeba będzie zrobić to samo nieco dalej. Skręcam w kolejną drogę przez pola. Aptekarz dotarł tu wcześniej. Nadjeżdżając z przeciwnej strony potwierdza - tu jest punkt. PK12 - skarpa.

Pozostaje szybki powrót do bazy. Wpadam tu na 18 minut przed upływem 7,5 godzinnego limitu. Drugą pętlę kończę z zaliczonymi 13 z 17 PK. To wystarcza do zajęcia 10 pozycji. Miejsce na miarę możliwości. Na lepszą pozycję przy dość przyzwoitej orientacji zabrakło sił i szybkości nawet na odcinkach asfaltowych dróg. Odczuwam już przemęcznie długim w tym roku sezonem.


Powrót na metę ...


i porajdowe dyskusje

Statystyka:

Dystans - 107,1 km (29,1+78)
Czas trasy - 7:12 (2:15+4:57)
Efektywny czas jazdy - 6:16
Prędkość średnia - 16,8 km/godz.
Punkty zaliczone - 31 (18+13)
Punkty niezaliczone - 31 (18+13)
Miejsce - 10

Łódź, 2014 r.

Krzysztof Wiktorowski (wiki) - nr 499
e-mail: wiki256@gmail.com


powrót