VI RAJD RAJD na ORIENTACJĘ BIKEORIENT 2012 Budy Grabskie, 9-10 czerwca 2012 r. (relacja) |
fot. Paweł Banaszkiewicz
Po kilku latach nieobecności wracam na trasę jednej z moich ulubionych imprez na orientację Bikeorient. Zmieniony kalendarz maratonów na orientację pozwala pogodzić to ze startem w Grassorze. Tym razem terenem zmagań jest Puszcza Bolimowska.
Pomimo, że są to tereny niewiele odległe od Łodzi nigdy wcześniej tu nie jeździłem - wydawały mi się mało atrakcyjne rowerowo. Skoro mam tak blisko warto się z nimi przed starem nieco zapoznać. Na "poszukiwanie punktów kontrolnych" wybieram się na początku maja. Na mojej trasie napotykam wiele szutrowych dróg, czytelny układ przecinek, zdarzają się też niewielkie piaski. Wszędzie bardzo dużo wody, niektóre drogi są z tego powodu nieprzejezdne. Odwiedzam wiele łatwiej lub trudniej dostępnych rejonów puszczy. Teren wydaje się prosty nawigacyjnie ale trafiam na takie miejsca, których namierzenie sprawia kłopoty. Ponowny krótki rekonesans dzień przed startem - to już zupełnie inny teren. Wcześniej wszechobecna woda zupełnie znika z terenów miesiąc wcześniej zalanych wodą.
Jadę - poznaną podczas wczorajszego rekonesansu - przecinką, prosto w kierunku punktu. Kilkaset metrów piaszczystego podłoża, trawa, a w końcu twarda leśna ścieżka. Tuż przede mną na punkcie melduje się uczestnik trasy rekreacyjnej, który z bazy wymknął się jeszcze przed oficjalnym sygnałem do startu. PK1 - skrzyżowanie drogi i strumienia.
Przede mną odległy, najbardziej na zachód wysunięty, PK11. Zamiast wyszukiwać w plątaninie leśnych dróg i przecinek właściwej trasy, jadę do głównego leśnego szutrowego traktu. Tu skręcam na zachód na idealnie prostą drogę w kierunku miejscowości Chyleniec. Droga to może za dużo powiedziane. Charakter podłoża zmienia się niemal co kilkaset metrów. Dobra szutrówka, zwykła leśna przecinka, zarastająca krzakami i trawą ścieżka, "piaskownica", wreszcie na koniec niewielki odcinek asfaltu. Zaleta tego odcinka jest jedna - nie trzeba nawigować - wystarczy ściśle utrzymywać wybrany kierunek. Jeszcze 2 kilometry leśnej drogi i trzeba szukać zaznaczonego na mapie wzgórza. Z tyłu zamiast dotychczasowej białej koszulki dostrzegam zieleń Tomka Koniecznego. Pierwsze szukanie miejsca kojarzącego mi się z wyraźnym wzniesieniem - "pagórek" - kończy się niepowodzeniem. Nie po raz pierwszy robię błąd szukając elementu krajobrazu, którego na mapie wcale nie widać czyli wyraźnego wzniesienia. Mam szczęście bo w takiej samej sytuacji znaleźli się nieco lepsi ode mnie orientaliści Adam Wojciechowski i Tomek. Wkrótce odnajdujemy usypany w środku lasu 2-3 metrowy kopiec. PK11 - pagórek
Nieco zdziwiony doganiam Tomka, który pojechał krótszą drogą. Gdzieś w oddali po raz ostatni miga mi koszulka Adama, który wybierze inną kolejność zaliczania punktów. Z Tomkiem ze zmiennym szczęściem rywalizujemy przez znaczną część trasy. Kolejne punkty zaliczamy w tej samej kolejności. Wybieramy własne (raz lepsze raz gorsze) warianty przejazdu pomiędzy punktami. Ja nieco szybciej pokonuję szutrowe drogi, Tomek wyraźnie lepiej radzi sobie z namierzaniem punktów kontrolnych. Chwila rozmowy z Tomkiem sprawia, że nie kontrolujemy odległości. W ostatniej chwili odwracam głowę do tyłu, dostrzegam zamaskowaną rosnącymi wzdłuż drogi drzewami, śródleśną polanę. W oddali widać ambonę i kilku bikerów zdążających na (i z) punktu PK17 - ambona.
Przede mną długo odkładana decyzja co do kolejności zaliczania kolejnych dwóch punktów i jednocześnie wybór koncepcji zaliczania całej trasy. Czy pojechać na PK10 pokonać Rawkę po kładce, czy zaliczać PK10 i przekroczyć rzekę po jedynym w puszczy moście? Spontaniczna decyzja wynika po części z obaw o odnalezienie kładki, po części z faktu niezaliczonego jeszcze PK2 (po zachodniej stronie rzeki) i przeczuciu, że wybór mostu pozwoli bardziej logicznie zaliczać pozostałe punkty kontrolne. Już na mecie okaże się, że długość obu wariantów była porównywalna i rzeczywista długość trasy oscylowała u różnych zawodników pomiędzy 105-100 km. Pewnie jadę w okolice punktu i bezbłędnie wybieram odpowiednią przecinkę. PK14 skrzyżowanie dróg.
Na kolejnym punkcie już nie jest tak słodko. Umiejscowione co 50 metrów przecinki i drogi wyraźnie utrudniają wybór tej właściwej. Ratunkiem w takiej sytuacji jest korzystanie z linijki. Ta czynność na zmniejszonej do nietypowego rozmiaru 1:55.000 mapie nie wychodzi mi jednak najlepiej. Skręcam o kilkadziesiąt metrów za daleko. Dopiero razem z nadjeżdżającym Tomkiem przeczesujemy kolejne leśne drogi by trafić na tę właściwą. PK10 polanka przy drodze.
Przede mną prosty już dojazd do mostu na rzece Rawce. Po drodze zaliczam położony nieopodal asfaltowej drogi PK2 skrzyżowanie drogi i strumienia. Jest tu wielu uczestników trasy rekreacyjnej. Napotykam też pierwsze psy. Po dwóch godzinach od startu przekraczam Rawkę. Mam zaliczone 7 punktów położonych po zachodniej stronie rzeki. Licznik wskazuje 40 km.
Odwrót pokonaną przed chwilą drogą. Z przodu miga zielona koszulka. Tomek wybiera pewne drogi, wraca do głównej drogi i biegnących nią szlaków turystycznych. Ja decyduję się na skrót. Wybór odpowiedniej przecinki pozwoli skrócić odległość prawie o 2 km. Zgodnie z przewidywaniami zaznaczona przerywaną linią przecinka (jak i wszelkie inne w tym lesie) doskonale nadaje się do szybkiej jazdy rowerem. Problem w tym, że w pewnym momencie się kończy. Jestem zdezorientowany, w dole głębokim parowem płynie strumyk. Jadę prowizoryczną dróżka powyżej strumienia, pokonuję powalone drzewa, leżący pokotem młodnik. Wreszcie jest droga, a na drzewach znaki szlaku turystycznego. Próbuję szybko ustalić swoje położenie na szlaku. Pojawiają się zawodnicy z psami. Powoli odnajduję się w nowej rzeczywistości. Psy kręcące się "pod kołami", nierówne podłoże i techniczny zjazd nadrzeczną skarpą. Zielone znaki szlaku turystycznego prowadzą nad Rawkę, gdzie odnajduję lampion punktu kontrolnego. PK4 - prawy brzeg rzeki. Chwilę przede mną punkt opuszcza Tomek. Różnica niewielka ale to ja powinienem tu być kilka minut wcześniej.
Co się stało? Dopiero w domu, po spokojnej analizie mapy zobaczyłem moją pomyłkę. Wybrałem niewłaściwą (wcześniejszą) przecinkę o wdzięcznej nazwie Bagienna droga. Pomylić przecinki odległe o 500 metrów na, krótkim, bardzo krótkim odcinku może tylko tak "doskonały" orientalista jak ja.
Przed mną wyjazd znad Rawki i prosta droga na PK6 - miejsce biwakowe. Punkt ten jest jednocześnie punktem żywieniowym. Sprawnie perforuję kartę startową, do kieszeni wrzucam kilka wafelków, w rękę biorę kawałem arbuza i błyskawicznie ruszam za opuszczającym to miejsce Tomkiem. Jedna droga, druga droga, pojawiający się na trasie piechurzy. Pogoń za rywalem nie jest najlepszym momentem na własną nawigację. Kiedy Tomek zatrzymuje się mogę tylko sprawiać dobre wrażenie. Pochylam się nad mapą próbując domyśleć się swojego położenia. Po pierwszej nieudanej próbie, przedzieramy się zarastającą drogą do ogrodzenia autostrady. Wreszcie jadąc wydeptaną przez poprzedników ścieżką odszukujemy lampion punktu kontrolnego. PK5 - dawny cmentarz. Jak to często w takich miejscach bywa, śladów cmentarza nie zauważam. Tu po raz pierwszy spotykam Grzesia, z którym z przerwami będę jechał do ostatniego (mojego) punktu.
Powrót do autostrady. Trzymając się drucianej siatki omijam rów z brudną wodą. Przede mną długi asfaltowy odcinek. W ostatniej chwili decyduję się na skrót przez las. Jest nierówno, piaszczyście ale nocne i wcześniejsze opady nieco utwardziły drogę. Zjeżdżam na łąkę. Teraz nie ma zaskoczenia, już wiem czego można spodziewać się po punkcie ukrytym pod nazwą "pagórek". Po kilkuset metrach jazdy przez łąki, ukazuje się porośnięta chwastami hałda ziemi. PK13 - pagórek.
Szlaki turystyczne zaznaczone na mapie ułatwiają orientację. Zielony, niebieski. Szutrowa droga przez las, leśna droga nad strumyk o nazwie Sucha. Jest ciepło, gdzieś w pobliżu czają się rywale. Bez chwili wahania wskakuję do sięgającej kolan wody by przedostać się na drugą stronę. PK20 - prawy brzeg strumienia. Z drugiej (prawidłowej) strony dojeżdża na punkt Tomek. Opuszczając punkt mijam nadjeżdżającego Grzesia.
Najkrótszą drogą przez las, następnie asfaltami do kolejnego lasu. Kiedy dojeżdżamy w okolice punktu, rzucam do jadącego obok Grzesia złotą myśl "teraz najkrótszą drogą przez las wzdłuż rowu do punktu". Po tym zaczyna się seria moich błędów. Nie zauważając mijam zarośnięty krzakami rów. Zmieniam plany i jadę widoczną na mapie drogą. Razem ze mną podażą grupka bikerów z Anią Banaszkiewicz. Droga się kończy, rów jest - punktu niestety nie ma. Ktoś odkrywa, że pojechaliśmy równoległą drogą. Najprościej, najszybciej ale nie najwygodniej będzie przedrzeć się wzdłuż rowu. Mając mapę i kompas przed oczyma przedzieram się przez zarośnięty las, krzaki, pokrzywy. Tylko dlaczego nie zauważam, że idziemy wzdłuż rowu na zachód zamiast na południe? Dopiero kiedy wychodzimy na szutrową drogę spostrzegam pomyłkę - rowy były dwa. Teraz już bez problemu odnajduję ten właściwy, biegnąc, bez roweru docieram na PK18 - koniec drogi przy rowie. Na poszukiwaniu punktu tracę cenne 30 minut. Dokładnie o tyle wyprzedza mnie na mecie Tomek chociaż w okolice PK18 przyjechał kilka minut później.
Bez problemów i po optymalnej trasie zaliczam kolejne punkty kontrolne. PK19 - ambona. Położony miedzy polami i łąkami PK12 - skrzyżowanie drogi z rowem. Łagodna ukryta wśród drzew góra Sylwi PK16 - szczyt wzniesienia.
Ze zdziwieniem widzę nadjeżdżającego z tyłu Grzesia, czołowego zawodnika maratonów na orientację (punkt 18 okazał się dla niego równie trudny). Przez cały czas jazdy, gdy mijamy się na punktach lub pokonujemy niektóre odcinki trasy wspólnie nurtuje mnie pytanie. Czy to ja jestem dzisiaj tak dobry czy Grześ jest trochę niedysponowany? Sytuacja wyjaśnia się na ostatnim ukrytym pod kładką punkcie PK9 - mostek na strumieniu. Gdy po zaliczeniu tego - ostatniego dla mnie punktu - zjeżdżam na metę, mój partner rusza mając jeszcze do zaliczenia dwa punkty
W czasie porajdowych dyskusji koledzy pytają mnie czy jechałem Traktem Wikiego. Z zainteresowaniem spoglądam na mapę. Rzeczywiście jedna z leśnych dróg nosi taką nazwę. Przypadek? Przeglądając mapę odkrywamy (doskonale się przy tym bawiąc) inne "podejrzane" nazwy. Miejsca rzeczywiste mieszają się z fikcyjnymi. Nazwiska i ksywy znanych orientalistów i bikestatowiczów. Niektóre potrafię przypisać konkretnym osobom inne pozostają dla mnie zagadką.
Jadąc po Puszczy Bolimowskiej można było m.in. spotkać: Las Buciaka, Brudło, Boberowy strumień, Las Corteza, Norka Kosmy, Las Madzi, Góra Sylwi, Trakt Walentowski, Las Agenciary, Droga Tymoteuszki. Pomysł Piotrka by na czas maratonu nadać nazwy niektórym miejscom w lesie się podoba się wszystkim. Mnie jednak zabrakło nazwy wskazujących na sprawców tego całego zamieszania i organizatorów Bikeorientu - PUSZCZA BANASZKIEWICZÓW.
Statystyka trasy:
Dystans - 107,8 km
Czas trasy - 6:06
Czas jazdy - 5:21
Prędkość średnia - 19,9 km/godz.
Prędkość maks. - 41,1 km/godz.
Punkty zaliczone - 20
Kolejność zaliczania 1,3, 11, 17, 14, 10, 2, 8, 7, 4, 5, 6, 13, 20, 15, 15, 18, 19, 12, 16, 9.
Miejsce - 7
Łódź czerwiec 2012r.